niedziela, 26 lipca 2009

Amanti d'oltretomba, 1965 / Black Dragons, 1942 / Invisible Ghost, 1941 / One Body Too Many, 1944

W dzisiejszym „Krótkim spięciu” Odyseja Filmowa prezentuje kolejne starsze, mniej znane produkcje. Na początek gotycki film grozy z Barbarą Steele, a następnie Bela Lugosi w, kolejno, kryminale (z elementami thrillera), thrillerze oraz ponownie w połączeniu kryminału i dreszczowca, tym razem jednak z elementami komedii.



Tytuł oryginalny: Gli amanti d’oltretomba
Tytuł anglojęzyczny: Nightmare Castle
Tytuł polski: Zamek koszmaru

Reżyseria: Mario Caiano
Scenariusz: Mario Caiano, Fabio De Agostini
Zdjęcia: Enzo Barboni
Muzyka: Ennio Morricone

Rok: 1965
Kraj: Włochy
Czas trwania: 101 min.
Gatunek: horror


Dawno temu, w bliżej nieokreślonym miejscu, żył sobie ekscentryczny naukowiec wraz z urodziwą żoną. Ich szczęście, jeśli kiedykolwiek jakieś istniało, skończyło się, gdy pan domu przyłapał małżonkę na zdradzie. Nie namyślając się zbyt długo, zarówno ją jak i kochanka poddał torturom, po czym zabił. Niestety posiadłość, w której mieszkał należała do żony i wraz z jej śmiercią prawa do niej przejeła przyrodnią siostra zmarłej. Pan naukowiec więc poślubia ją i zamierza sprawić, iż straci ona rozum, aby ostatecznie zostać panem domu również w świetle prawa. Sprowadza także młodego doktora, który wcześniej już zajmował się leczeniem nowej lokatorki, aby potwierdził jego „obawy”. Jednak zanim „terapia” mająca na celu pozbawić naszą bohaterkę zmysłów ruszy na dobre, ona sama zacznie dziwnie się zachowywać dręczona przez duchy lub, jak każe przypuszczać zdrowy rozsądek, przez nadwrażliwą wyobraźnię. Jaka będzie odpowiedź na zagadkę czyhającą w filmie? Cóż, zapewne każdy miłośnik grozy zna schematy historii o duchach na tyle dobrze, że sam domyśla się odpowiedzi.

Ku zaskoczeniu jednak, "Nightmare Castle" nie rozczarowuje bardzo przewidywalną fabułą skleconą naprędce przez niewprawnego scenarzystę. Okazuje się bowiem bardzo dobrym horrorem utrzymanym w starym, gotyckim stylu. Przemyślana fabuła, umiejętne prowadzenie akcji, dobre aktorstwo z Barbarą Steele na czele sprawiają, iż jest to film udany. Fabuła trzyma w napięciu, a pod koniec mamy nareszcie oczekiwaną dawkę grozy, oczywiście dziś już nie straszną, wciąż jednak interesującą - z duchem, który prezentuje się nader dobrze, bez żadnych kiczowatych czy przestarzałych efektów specjalnych. Wspomnieć należy także o muzyce, ta najbardziej wyróżnia się spośród wielu straszaków, gdyż jej autorem jest sam Ennio Morricone, nie jest to jego najwybitniejsze dzieło, ale wciąż soundtrack, który warto posłuchać. Doskonały akompaniament do fabuły, w której Barbara Steele dąży do zemsty zza grobu.

Co prawda, nie jest to nic wielce ambitnego, ale jest to horror wart obejrzenia, o wiele ciekawszy niż lwia część produkcji grozy mu ówczesnych. Polecam wszelkim miłośnikom filmowej grozy, szczególnie tej starszej.





Tytuł oryginalny: Black Dragons
Tytuł polski: Czarne smoki

Reżyseria: William Nigh
Scenariusz: Harvey Gates
Zdjęcia: Arthur Reed
Muzyka: Johnny Lange

Rok: 1942
Kraj: USA
Czas trwania: 64 min.
Gatunek: kryminał, thriller

Amerykańscy ludzie biznesu, którzy nie są Amerykanami, a których plany przewidują znaczne szkody w kraju. Zanim jednak uda im się zrealizować niecne zamiary zaczyna prześladować ich pech, rozpoczynający się w momencie, gdy do domu jednego z nich przybywa tajemniczy mężczyzna, który posiada parę dziwnych umiejętności. Podczas kiedy przed widzem zagadka będzie się rozwijać, w tle pobrzmiewa nutka Hitlera i antyamerykańskich Japończyków.

Cały film skupia się na utrzymaniu tajemnicy, kto i dlaczego zabija tych, którzy sami nie są zbyt święci. Tajemnica utrzymywana jest w miarę dobrze, w klasycznym stylu Williama Nigh, ale jej wyjaśnienie jest strasznie naciągane. Psujące odbiór produkcji wydumanie, w które chyba tylko małe dzieci mogą uwierzyć, a i to zapewne nie wszystkie. Muzyka bardzo średnia, zdjęcia również. Jedyny znaczący plus to Bela Lugosi i jego emanacja postaci Draculi. Widać ogromne pozostałości jego najwybitniejszej kreacji, ma ten sam wyraźny głos, obcy akcent, oszczędne gesty i takąż mimikę. Właściwie to Bela jest tu atrakcją nr 1 i tylko dla niego warto obejrzeć obraz, oczywiście jeśli ktoś nie przepada za jego manierą to w tej produkcji nie znajdzie absolutnie nic dla siebie.

Tak więc, średnia i niesamowicie naciągana fabuła oraz Bela to jedyne powody, dla których warto zobaczyć Czarne Smoki przed własnymi oczyma.





Tytuł oryginalny: The Invisible Ghost
Tytuł polski: Niewidzialny duch

Reżyser: Joseph H. Lewis
Scenariusz: Al. Martin, Helen Martin
Zdjęcia: Harvey Gould

Rok: 1941
Kraj: USA
Czas trwania: 64 min.
Gatunek: thriller


W tym przypadku już sam tytuł sugeruje, że film może być nie do końca przemyślany. Jednak nie jest bardzo źle, jest lepiej niż w przypadku omawianych przed chwilą „Czarnych smoków”.

Fabuła opowiada losy pewnego mężczyzny mieszkającego wraz z córką i służbą w domu, w którym od wielu lat dochodzi do niewyjaśnionych morderstw. Ów pan nie chce jednak opuścić domu, bo paręnaście lat temu zaginęła jego żona i kierowany pamięcią o współmałżonce czeka aż wróci. My za to wiemy, że jest ona przechowywana tuż obok domu przez ogrodnika, i gdy spaceruje nocą, zostaje zwykle zauważona przez męża, który wpada w niewyjaśniony trans, objawiający się mordowaniem domowników.

Iście ciekawa fabuła. Pan domu (w tej roli Bela) ściga więc przez większą część filmu sam siebie. Właściwie to nie wiadomo jaka jest dokładna przyczyna jego zabójczego transu. Widać niektórzy gdy zobaczą za oknem osobę, którą uważają za zaginioną zaczynają dusić służbę. Mimo to film jest przyjemny, Bela znów w podobnym stylu, muzyka średnia, za to zdjęcia i praca kamery lepsza niż w Smokach. Widać, że tym razem troszkę pokombinowano z ujęciami.

Jeśli więc ktoś chce zobaczyć jak wygląda Bela z dwiema osobowościami musi sięgnąć po "Niewidzialnego ducha", film jest krótki i nawet interesujący mimo prostoty fabularnej. Polecany tylko dla fanów Beli i starych produkcji grozy, mimo, że film teoretycznie horrorem nie jest.





Tytuł oryginalny: One body too many
Tytuł polski: Jedno ciało za dużo

Reżyser: Frank McDonald
Scenariusz: Winston Miller, Maxwell Shane

Rok: 1944
Kraj: USA
Czas trwania: 75 min.
Gatunek: kryminał, komedia, thriller

Tym razem Bela w roli drugoplanowej. W dużych rozmiarów domu zostaje odczytany testament. Ostatnią wolą zmarłego jest aby jego ciało nie zostało pochowane w ziemi, tylko wystawione w celach edukacyjnych. Zgromadzeni w pokoju z testamentem mają jednak inne zmartwienie. Nikt nie wie, kto otrzyma fortunę, a kto pozostanie bez niczego - ten fakt zostanie ujawniony po odpowiednim przygotowaniu ciała. Jednak jest haczyk, jeśli wola zostanie niespełniona ten, kto miał dostać najwięcej nie dostanie nic, a ten kto miał obejść się smakiem dostanie wszystko. Każdy więc myśli, że to on/a ma zostać odesłany/a z kwitkiem, a ktoś inny zgarnie fortunę. Tak więc wszyscy zamknięci w jednym domu ludzie, do którego przybywa fajtłapowaty sprzedawca ubezpieczenia na życie, szybko zaczynają snuć intrygi. W niedługim czasie pojawiają się również tajemnicze zabójstwa. Szczególnie gdy lokajem jest Bela Lugosi, twierdzący, iż "there is too many rats in this house".

Cóż, fabuła to taka zabawa w kotka i myszkę, zarówno między bohaterami jak i z widzem, gdyż do końca nie wiadomo kto zabija i dlaczego Bela tak uporczywie częstuje wszystkich kawą. Nutkę niepotrzebnego humoru wprowadza ubezpieczyciel, który jest zaprzeczeniem bohatera, ale który odegra tutaj najważniejszą rolę. Niestety humor jest lotów niewysokich a sam film nieco bez polotu. Kilka ciekawszych momentów nie wystarczają aby uznać go za udany, choć za bardzo nie ma co go besztać. Bela tutaj już nie tak Draculowaty, ale też jest go troszkę za mało, wszak nie gra roli głównej. W każdym razie jego kreacja jest całkiem ciekawa, właściwie najbardziej tajemniczy charakter filmu to właśnie on.

Czyli film, co najwyżej średni, trochę bez polotu, oczywiście dla fanów Beli.



Tak więc wyszło dzisiaj, że tylko fani Beli mają co oglądać, plus jeden obraz dla miłośników Barbary Steele, jak i fanów starszych pozycji grozy. W kolejnych „Krótkich spięciach” Odyseja przyjrzy się kolejnym obrazom starszego pochodzenia. Tymczasem w formie pełnych recenzji pojawi się kilka bardziej ambitnych produkcji, Odyseja zamierza także opisać kilka samurajskich serii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz