poniedziałek, 12 marca 2012

Kozure Okami 2-4

(przeprowadzki ciąg dalszy)




Tytuł oryginalny:
子連れ狼 三途の川の乳母車
Kozure Ōkami: Shinikazeni mukau ubaguruma

Tytuły anglojęzyczne:
Lone Wolf and Cub: Baby Cart at the River Styx
Lone Wolf and Cub: Perambulator of the River of Sanzu
Sword of Vengeance, Part II

Tytułów polskich brak.

Reżyseria: Kenji Misumi
Aktor: Tomisaburo Wakayama
Rok produkcji: 1972 
Studio: Toho 
Czas trwania: 81 min.


Krew jeszcze nie wyschła na mieczu Ogamiego Itto, jego wszyscy przeciwnicy nie zostali pokonani, Daigoro jeszcze nie nacieszył się swoim wózkiem, Yagyu nie zdążyli pokazać całej swej potęgi. Wiele rzeczy jeszcze się nie zdarzyło, ale bez obaw, jeśli jesteście gotowi zobaczyć jak podczas walki odcina się uszy, nos, palce, nogi, ręce i rozpoławia głowy, to wiele się zdarzy przed waszymi oczyma.

Już pierwsza scena sugeruje z jakim filmem mamy do czynienia. W wir wydarzeń jesteśmy wrzuceniu natychmiast. Oto tajemniczy wojownik atakuje Samotnego wilka. Ten szybko tnie mieczem, ale co to? Zza pleców zabójcy wyłania się kolejny! Ogami jest jednak i na takie wypadki przygotowany. I tak też potoczy się akcja całego filmu, kolejne fale zabójców, między innymi we wspaniałej sekwencji ‘spaceru’ podczas którego Itto jest atakowany przez grupy kobiet, będą nacierać na Kozure Okamiego, a w przerwach on będzie atakować innych.

Nie myślcie jednak, iż cały film to bezmyślna sieczka, owszem nie spotkamy tu fabuły na poziomie „Rashomona” czy „Buntu”, ale i tutaj pojawią się akcenty mniej krwawe. Historia łączy, na moje oko, 5 historii o Ogamim z mangi, a robi to, trzeba przyznać, w bardzo zgrabny sposób oraz, co więcej, nie pozostawia uczucia niedosytu, jak to miało miejsce w części pierwszej. Ponadto fabuła nie nuży przestojami, wręcz przeciwnie, momenty spokoju są wprowadzone z wyczuciem. To wszystko sprawia, że możemy się nacieszyć produkcją pełniejszą i bardziej przemyślaną.

Tym razem ród Yagyu wynajmuje oddział kobiet-wojowniczek aby zabiły Ogamiego, czego wynikiem będzie między innymi scena walki tychże kobiet z najlepszym shinobi w oddziału rodu Yagyu. Sam Ogami natomiast zostaje wynajęty do zabicia pewnego informatora. Sprawa byłaby prosta gdyby nie ekskortowała go trójka Braci Śmierci. Jeden walczy szponami umieszczonymi na ręku, drugi metalową pałką z kolcami, a trzeci nakłada na dłonie nabijane ćwiekami ‘rękawice’. O tym, że jest to broń nadzwyczaj śmiertelna przekonać się możemy gdy bracia stoczą pojedynek z wojownikami klanu Awa. A jak można przypuszczać, nie ma nic miłego w otrzymaniu ciosu w bebechy zagiętymi szponami starszego brata.

Te i inne ciekawe postaci obfitują w wiele, czasem nieco przerysowanych, wydarzeń, np. w scenę podwodnej walki. Ale są, jak wspominałem, momenty spokoju. W tych chwilach, i w kilku podczas walki, mamy więcej okazji do przebywania z Daigoro, dwuletnim synkiem Ogamiego. Gdy ojciec opada z sił, chłopczyk dba o niego, odważnie zachowuje się również przy studni ‘bez dna’, w końcu też ze stoickim spokojem użyje tajnej broni w wózku w celach śmiertelnych dla atakującego go. Jak można więc się domyślać jego dzięcięca niewinność, która tutaj została w dużym stopniu utracona, styka się z ogromną przemocą zadań tatusia. Ciekawe czy film oglądał Takashi Miike, którego jednym z ulubionych motywów jest właśnie skolidowanie dziecka z dorosłą przemocą.

Wątek tego zetknięcia nie jest jednak mocno ewokowany w filmie, a nadrzędny staje się wątek walki, który to z kolei prowadzi do czystej, a przy tym szalonej rozrywki, jaką dostarcza film.

Rozrywki tym większej, że nie tylko Koike (autor mangi) poprawił swój kunszt pisania scenariuszy filmowych (pierwszy „Kozure Okami” był jego debiutem w tej dziedzinie), ale i wizualnie film pokazuje się z lepszej strony, a wszystkie pojedynki i skoki o włóczni przez ogień widać dokładnie. Może oprócz jednego razu, ale wtedy mamy za to miłą zabawę obrazem. Oczywiście wszystko, jak i poprzednio, wprowadza nas rozmytymi barwami i kamerą prowadzoną blisko postaci w nieco nierealistyczny, senny nastrój. Dzięki temu jesteśmy w stanie przełknąć wszelkie przejaskrawienia bez odczuwania bólu gardła. I tym bardziej cieszyć się tą oryginalną produkcją.

Muzycznie natomiast przenosimy się od klasycznych melodii po chaotyczne uderzenia, a nierzadko wzbije się narastający dźwięk niczym w horrorze, szykujący nas na niespodziankę, która niekoniecznie musi nastąpić. Jest różnorodnie i kontrastowo, czyli tak jak można było oczekiwać.

Słówko o aktorach. Wakayama jak zwykle świetny, jego ‘Kotowaru!’ zapadło mi w pamięć i szybko chyba jej nie opuści. Akihiro Tomikawa może nie wznosi się na aktorskie wyżyny, wcielając się w rolę dwuletniego Daigoro, ale dużo mu nie brakuje, zdecydowanie też poprawił swój warsztat od czasu pierwszego filmu, a przecież kręcono je w tym samym roku. Warto też zapamiętać Kayo Matsuo, jako demonicznie się śmiejącą Sayako. Jej wyskok z kimona i sztuki walki są wyśmienite, choć śmieje się odrobinkę sztucznie.

I tak dobijam do końca recenzji, a na jej końcu powiem, że film naprawdę warto obejrzeć. Doskonała, nieco szalona i przy tym intensywna rozrywka nie tylko dla miłośników kina chambary, ale i dla wszystkich lubiących niecodzienne pozycje. Polecam.

Tytuł oryginalny:
子連れ狼 死に風に向う乳母車
Kozure Ōkami: Shinikazeni mukau ubaguruma

Tytuły anglojęzyczne:
Baby Cart
Baby Cart in Hades
Lend a Child
Lend an Army
Lightning Swords of Death
Lone Wolf and Cub: Perambulator Against the Winds of Death
Lupine Wolf
Sword of Vengeance, part III
Samurai Assassin II: Lightning Swords of Death

Tytułów polskich brak.

Reżyseria: Kenji Misumi
Aktor: Tomisaburo Wakayama
Rok produkcji: 1972
Studio: Toho
Czas trwania: 89 min.


Jak można było przypuszczać niedole Ogamiego Itto nie skończą się na wyśmienitej części drugiej, tylko zaprowadzą nas na kolejny szlak w kontynuacji. Tak też się oczywiście stało i Samotny Wilk wraz ze swym szczenięciem, mieczem i rewolwerami rusza do walki.

W recenzji przy okazji pierwszego filmu z serii wspominałem o muzyce a la spaghetti western. Cóż, tutaj pojawia się rewolwerowiec a la spaghetti western, którego celność mogłaby zawstydzić nawet samego Django. Nie zawstydza jednak samego Itto, który i na takich osobników ma swoje, jakże skuteczne, metody. Oczywiście, żeby nie było, postać samuraja z rewolwerami pojawia się i w mandze, a nie wiem czy Koike inspirował się spaghetti czy zwykłym westernem, ale bardziej mi to wyglądało na małe nawiązanie do „Straży przybocznej”, co z konieczności przypomina o wesnernowej wersji Sergio Leone. Tak czy siak, w filmie Misumiego, odwołanie do spaghetti jest czytelne z powodu stroju strzelca, nie przypominającego wcale stroju honorowego samuraja. Co więcej, również finał filmu zawiera makaroniarskie* inklinacje, osadzony w scenerii niczym z filmów Sergio Leone. Tutaj jednak kamienista pustynia staje się tłem o rozgrywki z o wiele większą liczbą walczących niźli było to u Włocha. No i w końcu muzyka to już całkiem niezła jazda, od elementów jazzowych, dziwnych hałasów, po klasyczne melodie z filmów samurajskich, choć tych akurat nie uświadczymy za wiele.


Mimo, że ta cała moja pisanina o rewolwerach czy wielu walczących, może sugerować, że dostajemy najbardziej zwariowany film z serii, to, jak się okazuje, wcale tak nie jest, oczywiście nie licząc finału. Film jest zaskakująco stonowany, a oniryczny nastrój częściej odchodzi w cień ustepując miejsca temu bardziej realistycznemu. Wszystko tylko momentami staje się brutalniejsze (jednak brak tu takich wymyślnych scen śmierci jak poprzednio) i przerysowane, zwykle fabuła jest raczej spokojna. Nie jest to wada, spokój ten, bowiem, prowadzi nas prosto w finał, gdzie Itto stoczy walkę z niemal całą armią samurajów, uzbrojonych w miecze, łuki i strzelby. Jeśli ktoś zastanawia się, w jaki sposób taką drużynę pokonać, to musi koniecznie obejrzeć film.


Recenzję zacząłem niejako od tyłu i nie pojawiło się słowo o fabule. Oto więc ono: Ogami Itto staje w obronie młodej dziewczyny, wykupionej na prostytutkę przez bardzo plugawy gang. Wilk nawet poświęca się torturom, trochę walczy, a w końcu sam przywódca owego gangu wynajmuje Itto do zabicia pewnego potężnego człowieka, niegdysiejszego zdrajcy jednorękiego herszta. Ogami liczy sobie ponownie zwyczajowe 500 ryo i rusza do boju. W międzyczasie spotyka jeszcze ronina, który cały czas zastanawia się jaki ma być idealny samuraj. Ów ronin jest doskonałym szermierzem, ale zszedł niestety na drogę występku. Chyba wiadomo gdzie go ona zaprowadzi?


Mniej tu natomiast troszkę Daigoro, ale tylko troszkę. Synek dalej pomaga tatusiowi w kluczowych momentach, a nawet polubi niedoszłą prostytutkę. Aktorsko wszyscy stoją na wysokim poziomie, choć do geniuszu jeszcze brakuje. Jak zwykle w pamięć zapada Wakayama i jego „Kotowaru!” (Odmawiam) w doskonałej scenie rozmowy z gangiem.

Cóż więcej mogę napisać. Film nie odchodzi daleko od części poprzednich, więc wszystkim miłośnikom tychże kontynuacja przypadnie do gustu. Szkoda nieco, że już jest spokojniej i nie ma tylu nowych pomysłów (czyżby się kończyły?), ale finał wszystko rekompensuje. Oczywiście polecam.


*żeby nie powiedział ktoś, że nie lubię spaghetti westernów, bo lubię.

Tytuł oryginalny:
子連れ狼 親の心子の心
Kozure Ōkami: Oya no kokoro ko no kokoro

Tytuły anglojęzyczne:
Lone Wolf and Cub: Baby Cart in Peril
Sword of Vengeance IV
Shogun Assassin 3: Slashing Blades of Carnage

Tytułów polskich brak.

Reżyseria: Buichi Saito
Aktor: Tomisaburo Wakayama
Rok produkcji: 1972
Studio: Toho
Czas trwania: 81


To już czwarta część przygód Samotnego Wilka, na którą zaprasza nas, w zastępstwie Kenjiego Misumi, Buichi Sato. Trudno mi silić się na jakiś oryginalny wstęp do recenzji pisząc czwarty raz o filmie podobnym do poprzednich, więc przejdę prosto do recenzowania.

Tym razem Ogami Itto zostaje wynajęty do zabicia groźnej wojowniczki, z przykuwającymi wzrok tatuażami. W międzyczasie gubi się Daigoro, co jest dobrym zagraniem przybliżającym nas do młodego bohatera filmu, gdyż podczas tych scen obcujemy wyłącznie z nim. Daigoro w swojej wędrówce natrafia m.in. na potężnego ronina, niegdyś poważanego samuraja rodu Yagyu, który w przeszłości pokonał Itto, a teraz szuka na nim zemsty. Oprócz tego, tropem Samotnego Wilka podążają ninja wysłani przez Ura-Yagyu. Jak więc widać, dzieje się dużo.


I dzięki temu, iż dzieje się dużo nie można narzekać na nudę. Ponownie wszyscy miłośnicy moralnych, filozoficznych i innych rozważań nie znajdą tu nic dla siebie, ale seria o Kozure Okamim to w końcu dawka szalonej i krwawej (jak na samurajskie realia) rozrywki. Sato ponownie zaprasza nas na przygody pełne amputowanych błyskwicznym cięciem Ogamiego kończyn. W poprzedniej części można było narzekać na brak tego typu scen, które, chcąc nie chcąc, stały się już cechą rozpoznawalną serii. Cechą serii stał się również, jak widać, finał filmu. Gdyż ponownie Itto stoczy walkę z całą armią wrogów, tym razem nie tylko na otwartej przestrzeni. Będzie to też walka o wiele trudniejsza niż poprzednio. Ponownie w ruch pójdą wszelkie strzelby jakie znajdą się po obu stronach konfliktu.


Nie zabraknie jednak i bardziej kameralnych potyczek. Doskonałe sceny w świątyni, gdy Itto jest atakowany przez ninja oraz pojedynek ze starym wrogiem należą do najlepszych chwil w filmie. Spokoju produkcji dodaje natomiast wątek Daigoro, który zagubiony szuka swego ojca. Poznajemy go tu jako silne dziecko z duszą wojownika, która tylko czeka aby przejąć w posiadanie ciało chłopaka. Można się zastanowić, co stanie się z takim dzieckiem jak dorośnie. Ale na to pytanie odpowiedział nam sam Kazuo Koike, a odpowiedź jest prosta: zabójca. 

Spokoju, tym razem niestety rozwlekającego akcję, dodaje także wątek z ojcem poszukiwanej przez Itto kobiety. Po wykonaniu jednego zadania i ominięciu głównego wątku fabularnego, jesteśmy świadkami rozmów Ogamiego z wyżej wymienionym ojcem. Jest to cisza przed finałową burzą, jednak wszystko to, co następuje po pojedynku z wytatuowaną zabójczynią, mimo, iż naprawdę nieźle prezentujące się (nie licząc scen rozmów), jest zbyt wyraźnie rozdzielone od głównej historii. Po prostu Buichi, widocznie, chciał również pokazać zmagania Samotnego Wilka z hordami przeciwników, dokooptował więc walkę, która odrobinę razi stucznym przyłataniem do reszty opowieści. Nie zrozumcie mnie źle, walka jest naprawdę wyśmienita, tylko dodana trochę na siłę.


Sato nie jest też tak intrygujący w ukazywaniu przygód Kozure Okami. Zupełnie brak tutaj jakichkolwiek zabaw z obrazem, wszystko jest utrzymane w realistycznym, choć wciąż przejaskrawionym tonie. Za to muzyka, jak zawsze, prezentuje całą gamę dźwięków, które można włożyć zarówno do horrorów, jak i kina eksperymentalnego, sporo pojawia się też elemantów jazzu. Jak zwykle więc, muzycznie wychodzi film obronną ręką.

Również aktorsko jest bardzo dobrze, właściwie to nawet lepiej niż poprzednio. Wakayama dalej jest nieustępliwy i twardy, ale już Daigoro nabiera więcej przymiotów. Młody aktor z filmu na film prezentuje się coraz lepiej, na początku zdarzało mu się patrzeć w kamerę, teraz już tego nie uświadczymy. Powiększyła się nie tylko jego rola, ale i gama uczuć, jaką nam zaprezentuje. Zmienił się również aktor wcielający się w głowę rodu Yagyu, mimo, że nieco grubszy od poprzednika, co nie pasuje do wizerunku Retsudo wykreowanego w pierwszej części, to grający zdecydowanie lepiej. Makijaż też lepiej na nim wygląda niż prezentował się na aktorze poprzednim. Tak więc, po przerwie dwuczęsciowej, Yagyu zanotował bardzo udany powrót, no i w końcu będziemy oglądać jego umiejętności szermiercze.


Konkludując. Dużo akcji, ale nie brak wyciszenia, film nie do myślenia, ale dla rozrywki. Jeśli podobały się części poprzednie, ta również się spodoba. Kino samurajskie w swoim najkrwawszym wydaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz