sobota, 8 października 2011

The 7th Voyage of Sindbad, USA, 1958


Tytuł: The 7th Voyage of Sindbad
Tytuł polski: 7. podróż Sindbada

Reżyseria: Nathan Juran
USA, 1958

Nie będę się zbytnio rozwodził przy omawianiu tej produkcji. Fabuła jest ekstremalnie prosta, pretekstowa, infantylna i bazuje na stereotypowym postrzeganiu krajów arabskich i związków damsko-męskich. Sindbad i jego załoga, oszukani przez maga, muszą ruszyć na wyspę Colossa, gdzie znajduje się lekarstwo na stan księżniczki, ukochanej Sindbada. Jeśli nie zostanie ona przywrócona do normalności, Bagdad zostanie zaatakowany przez armię ojca wybranki serca tytułowego bohatera.

Historia jest tak naprawdę pretekstem do pokazywania kolejnych scen fantasy, które z kolei są zwykle, choć nie zawsze, pretekstem by pokazać efekty dynamotion. Niewątpliwie, gigantyczne cyklopy, smok i inne stwory są tutaj największym magnesem na widza, a nie jest nim rozbudowana historia czy głębokie charaktery. Na szczególną uwagę zasługuje genialna sekwencja pojedynku z Sindbada ze szkieletem. Aktor musiał nauczyć się na pamięć poszczególnych ruchów, podczas treningu z mistrzem fechtunku, następnie powtórzyć ruchy samemu, a na koniec Ray Harryhausen wkleił stworzony przez siebie szkielet do gotowego obrazu. Warto również zaznaczyć, iż jest to pierwszy kolorowy film z efektami specjalnymi dokonanymi przez Ray'a, magika techniki stop-motion. Jego też pomysłem było zwrócenie się w stronę baśni tysiąca i jednej nocy. W przeciwieństwie jednak do poprzednich obrazów inspirowanych baśniami, nie miał on zamiaru skupiać się na pseudoegzotyce odległych krajów czy półnagich gwazd(k)ach kina, lecz na efektach specjalnych. Te zaś stały się absolutną klasyką kina. Przy minimalnych środkach finansowych, Harryhausen i inni twórcy zaangażowani w film stworzyli hit, który do dzisiaj potrafi zaciekawić, archaicznymi co prawda, lecz nierzadko bardzo dobrze skonstruowanymi kreaturami.

Poza efektami nie dostajemy jednak zbyt wiele. Zapamiętać można jeszcze scenę nocnego szaleństwa na morzu, gdy demoniczny krzyk rozdziera burzliwe niebo. Dość interesująca jest także ścieżka dźwiękowa, autorstwa Bernarda Herrmanna. Nie jest to muzyka na miarę „Obywatela Kane'a” czy „Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia”, lecz niektóre motywy są bardzo dobrze skonstruowane. Inne po prostu pasują do zbyt szybkiego filmu, który pędzi z wielką prędkością, nie mogąc się doczekać aż zaprezentuje widzom kolejny cud dynaramy.

Poniżej znajduje się, zdradzający zdecydowanie zbyt wiele, zwiastun. "7. podróż Sindbada", jak i dwa pozostałe filmy o Sindbadzie z efektami Harryhausena zostały wydane w Polsce na DVD w odrestaurowanych edycjach, znajdują się na nich dość ciekawe dodatki. Nieco o efektach specjalnych na blogu znajduje się tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz