sobota, 30 lipca 2016

Goto, wyspa miłości (Goto, l’île d’amour, Walerian Borowczyk, 1968)

Walerian Borowczyk, Paryż, 1965, zdjęcia: Władysław Sławny / Forum
Walerian Borowczyk jest jednym z najbardziej cenionych polskich reżyserów na świecie, równocześnie pozostaje praktycznie nieznany w rodzimym kraju. Urodzony w 1923 roku Borowczyk był absolwentem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, a początkowe kroki w karierze stawiał w dziedzinie malarstwa i animacji. W 1959 roku przeniósł się do Francji, gdzie kontynuował karierę twórcy filmów animowanych, korzystając z pionierskich technik, jakie później oglądaliśmy niejednokrotnie w twórczości Jana Švankmajera czy Terry’ego Gilliama. Zachęcony przez studio Argos Films, w 1968 stworzył swój pierwszy film aktorski: Goto, wyspa miłości (Goto, l’île d’amour) – zarówno ta, jak i kolejne produkcje reżysera zyskały mu uznanie wśród krytyków, w tym nominację do Złotej Palmy w Cannes. Jedną z cech wyróżniających jego twórczość było m.in. sięganie po elementy kojarzone z kinem erotycznym czy wojeryzm. To właśnie przez nie został, po tym jak sukces artystyczny nie przełożył się na sukces finansowy, zachęcony do stworzenia odważniejszych erotycznie produkcji, dopuszczonych do dystrybucji dzięki złagodzeniu cenzury. Faktycznie, kolejne filmy Borowczyka zarobiły niemałe pieniądze i nadal były wartościowe pod względem artystycznym. Niestety, szybko zaczęto postrzegać go jako wypalonego reżysera, który z wizjonera stał się pozbawionym większych ambicji kolejnym nazwiskiem z zalewu produkcji sexploatation. Z tego powodu jego filmy zostały zepchnięte do obiegu skupionego wokół niskobudżetowych horrorów, erotyków etc., a przyczepiona mu etykieta tak naprawdę nie odpadła do dzisiaj. Cieszy jednak, że po latach wiele z jego późniejszych produkcji jest odkrywanych na nowo i zyskuje spóźnione uznanie.

GOTO, WYSPA MIŁOŚCI


 
Korzystając z niedawnej letniej wyprzedaży w sklepie Arrow Films dokonałem zakupu m.in. filmów Waleriana Borowczyka, w tym jego pełnometrażowego debiutu Goto, wyspa miłości. Borowczyka do tej pory znałem jedynie z obejrzanego dawno temu filmu Bestia (La Bête, 1975), o którym będzie innym razem, oraz The Strange Case of Dr. Jekyll and Miss Osbourne (1981), o którym będzie za moment.

Goto w dużej mierze prezentuje się jako kontynuacja animowanej twórczości Borowczyka, zaczynającego karierę filmową jako twórca mniej lub bardziej surrealnych, onirycznych krótkich metraży. Przed zrealizowaniem Goto stanął też za kamerą aktorskiego krótkiego metrażu Rosalie w 1966 roku. Wiele kadrów, oświetlenie, skupianie się na przedmiotach – często tworzonych przez samego reżysera-rzeźbiarza – oraz sposób prezentowania postaci wywodzi się wprost z jego korzeni jako animatora, traktując aktorów niczym marionetki. Widz, znający jego poprzednie dokonania z łatwością zauważy liczne podobieństwa w ujęciach np. karabinów wycelowanych w stronę psa, wzburzonego morza czy zbliżeń na twarz Ligii Branice z analogicznymi w poprzednich filmach Borowczyka.

Dzięki specyficznemu oświetleniu Goto jest filmem niemal zupełnie pozbawionym cieni. Cały świat pokryty jest w odcieniach szarości, lecz żadna postać czy przedmiot nie rzucają na nic, ani na nikogo cienia. Jedynym wyjątkiem jest twarz Glossii (Ligia Branice), głównej żeńskiej postaci. Reżyser pozwala delikatnym cieniom usadowić się na jej policzkach, aby wysmuklić jej twarz. Kontrast czerni i bieli jest dodatkowo akcentowany poprzez realizację filmu jako produkcji czarno-białej, w kolor przechodzącej tylko na ułamki sekund, odzwierciedlających kotłujące się myśli, pragnienia i żądze Gomora – protagonisty Goto.


Odrealniony nastrój jest jednak przede wszystkim wykreowany dzięki miejscu akcji i działaniom postaci. Film rozgrywa się na tytułowej wyspie-fortecy, ostatnim przyczółku cywilizacji po wielkim kataklizmie, który – według oficjalnej narracji władzy – zmiótł z powierzchni ziemi 99% ludności. Goto jest autorytarnym państwem-miastem, którego obywatele darzą wodza Goto III szczerą miłością; mimo to nie brak tu przestępców, zdrad i knowań, choć największym utrapieniem pozostają wszechobecne muchy oraz pogoń za wciąż umykającą miłością lub niemożliwym do zrealizowania pragnieniem miłości. To świat, gdzie wszystkie ściany są obskurne, wszystkie budynki w ruinie, ludzkie odruchy zredukowane do animalistycznych instynktów, a wszystkie imiona zaczynają się literą „g”.


Gomor jest jednym z pospolitych przestępców, który ukradł lornetkę – symbol wojeryzmu brzemiennego w skutkach. Na Goto przestępców karze się zaś w jeden tylko sposób: organizuje pojedynki między dwoma z nich, po czym zwycięzca zostaje wypuszczony na wolność, gdzie przebywa dopóki nie popełni kolejnego wykroczenia. Przeciwnikiem niezbyt potężnego fizycznie Gomora jest zaprawiony w bojach brutal, mający długoletnie doświadczenie w zabijaniu przeciwników. Gomor szybko ucieka z areny i ukrywa twarz w sukni Glossii, żony Goto III i prosi władcę o łaskę. Ta zostaje mu udzielona i przestępca dostaje najważniejsze w państwie posady, uprawniające go do zabijania much, czyszczenia butów Goto III i Glossii oraz karmienia psów wodza. Wybawienie jest oznaką słabości władzy, Gomor zobaczył pęknięcie w monolitycznym wizerunku władcy i poczuł żądzę posiadania (miłości) Glossii. Postanawia wcielić więc w życie pozbawiony jakiejkolwiek moralności plan wspięcia się na sam szczyt drabiny społecznej.

 
Borowczyk jednak nie prezentuje jego historii w zwartej narracji, lecz poprzez obrazki z życia wyższej klasy Goto, stopniowo kierując uwagę widza na działania Gomora. Pozostały czas wypełnia scenami związku Glossii z Goto III i jej romansem, mającym się zwieńczyć ucieczką z wyspy wraz z ukochanym generałem, scenami nauki w szkole, służącymi do ustanowienia tła i kontekstu dla akcji filmu oraz – wydaje się – niemal przypadkowymi scenami z egzystencji na wyspie, ujawniającymi absurdy politycznego i kulturowego zidiocenia. Z perspektywy czasu, widz zaznajomiony z późniejszą twórczością reżysera oraz jego renomą w kręgach erotycznych produkcji z pewnością spostrzeże również sceny kąpiących się nagich pań w domu publicznym. Nawet bowiem na takiej wyspie, jak Goto wszyscy wiedzą, że należy unikać seksualnych frustracji poddanych, gdyż mogą prowadzić do buntu. I, w rzeczy samej, prowadzą; cały spisek Gomora pochodzi przecież z jego erotycznych/miłosnych pragnień wobec Glossii. Niewątpliwie zatem Goto jest wyspą miłości, ale miłości źle pojmowanej, ulotnej, być może niemożliwej. Oprócz historii miłości jest to również opowieść o degrengoladzie zamkniętego społeczeństwa, (niezamierzona?*) krytyka totalitaryzmu oraz pokazanie rozkładu kulturowego, wynikającego z pogoni za prywatnymi przyjemnościami klasy rządzącej zupełnie ignorującej potrzeby obywatelskie, szczerze wierząc, że uwielbienie dla władcy jest czymś zupełnie naturalnym.

 
Goto, wyspa miłości jest filmem interesującym, choć schodzenie z głównego wątku i podążanie za nie zawsze jasnymi meandrami życia na wyspie sprawia, że często nie czuje się tu żadnego kierunku podróży, przez co widz odnosi wrażenie oglądania nie zawsze estetycznych obrazków, których znaczenia nie rozumie. Mimo to pozostają one w jego pamięci, jak choćby stworzone przez samego Borowczyka dziwaczne pułapki na muchy, oraz mobilizują do ponownej próby zmierzenia się z nimi, nawet jeśli całościowa logika filmu wymyka się próbom racjonalnego zrozumienia i zmierza czasem w kierunku doświadczenia sennego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz