wtorek, 20 marca 2012

Ansatsu, reż. Masahiro Shinoda, Japonia, 1964.

(przeprowadzki ciąg dalszy)

Tytuł oryginalny: 
暗殺 
Ansatsu 

Tytuły anglojęzyczne: 
The Assassination 
The Assassin 

Tytuł polski: 
Skrytobójstwo 

Reżyseria: Masahiro Shinoda 
Aktor: Tetsuro Tamba 
Rok produkcji: 1964 
Studio: Shochiku 
Czas trwania: 104 min. 

W 1854 roku statki USA wkroczyły na teren Japonii, kończąc czas całkowitej izolacji Kraju Kwitnącej Wiśni. Japończycy, którzy do tej pory sądzili, iż to w ich kraju „mieszkają bogowie”, musieli stawić czoła niespodziewanym wydarzeniom, powodującym rozłam wewnętrzny w kraju. Kończyć zaczęła się wtedy epoka Edo, epoka rządów shogunatu Tokugawa. Okres zaczynający się od wkroczenia obcokrajowców do rozpoczęcia Restauracji Meiji nazywany jest epoką Bakumatsu. Był to czas, w którym walki o władze wewnątrz kraju sięgnęły zenitu. Skrytobójstwa, spiski i rozlew krwi były na porządku dziennym. Kraj dzielił się na tych, którzy chcieli wygnać obcokrajowców i na tych, którzy chcieli się z nimi zbratać. W tym właśnie okresie osadzona jest akcja pierwszego filmu Masahiro Shinody z gatunku jidaigeki. 

Akcja ta skupia się na postaci tajemniczego samuraja imieniem Hachiro Kiyokawa, najczęściej nazywanego w filmie „dziwny Hachiro”. Jest to osoba, która pochodzi z domu chłopskiego, lecz opanowała z ogromną skutecznością umiejętność walki mieczem, jest elokwentnym mówcą, zna kaligrafię i nie brak mu przy tym ogromnej inteligencji – stanowi to, oczywiście, niebezpieczne połączenie. Niestety nie wystarcza ono aby zdobyć ogólny szacunek wśród samurajów z wysokich rodów. Hachiro przy okazji jest również spiskowcem, jednak nie wiadomo dlaczego zmienia strony, za którymi się opowiada wprowadzając w stan skrajnego zmieszania swoich byłych i obecnych towarzyszy. 

Tak naprawdę, film prezentuje nam Kiyokawę głównie poprzez opowieści osób postronnych. Budują one kompleksowy charakter tajemniczej postaci, która jak się okazuje jest wewnętrznie rozdarta, potrafi jednak zachować zewnętrzny spokój. Niestety tutaj ujawnia się największa, i właściwie jedyna wada filmu. Otóż w tych opowieściach pojawia się bardzo duża galeria postaci, które wszystkie walczą, spiskują etc. Film staje się przez to mocno rozwleczony wątkami pobocznymi, nie dodającymi zwykle nic do głównej fabuły. Postaci jest też na tyle dużo, iż trzeba mocno skupić się na filmie, aby nie pogubić się, kto stoi po czyjej stronie. Pogubić się raczej, jak sądzę, nie można, ale jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do wielu wątków pobocznych, to może mieć na początku drobne problemy. 

Film też staje się przez to mocno „przegadany”, więc jeśli ktoś nastawia się na zapierające dech w piersiach pojedynki i szermiercze popisy, to powinien wybrać inną produkcję. To nie jest kolejna część „Kozure Okami”, to jest posępny dramat, któremu bliżej do kina psychologicznego niż typowej chambary. Pojawią się raptem trzy sceny szermiercze, ale żadna nie jest pokazana, tak aby zachwycić nas samą walką. Niestety owo przegadanie i postaci epizodyczne mogą w pewnych momentach nużyć. Na początku nadają one nihilistyczny ton całemu filmowi, jednak potem niepotrzebnie go spowolniają. 

Udane są natomiast zdjęcia, ujęcia mrocznych uliczek, samotne postaci, zatłoczone miasta. Wszystko skąpane w ciemnej kolorystyce, czerń zdecydownie przeważa nad nikłą bielą. Doskonale to współgra z fabułą, która pokazuje nam nie tylko mroczny umysł, ale i mroczne czasy. W odniesieniu do tematyki wprowadzenia nas w okres Bakumatsu, wtedy te wszystkie postaci mają większą rację bytu. Nie zmienia to faktu, że pomimo dobrego przedstawienia nam tego ekstremalnie napiętego czasu, fabularnie film nieco utyka. 

Ogromnym plusem jest za to muzyka. Doskonale spełnia swoją rolę, dodaje nastroju chaosu, który towarzyszy bohaterom, jak i siedzi w nich samych. Po prostu wyśmienita, ale nie dziwi to, ponieważ odpowiadał za nią sam Toru Takemitsu, autor muzyki do takich filmów jak „Seppuku” czy „Kwaidan”. Jeśli zaś chodzi o aktorów, to główną rolę popisowo odegrał legendarny Tetsuro Tanba. Spokojny zewnętrznie, widać, że jego bohater wewnętrznie przeżywa katusze. Mimo, że nie jest to rola na miarę popisów Tatsuya Nakadai, to stanowi bardzo jasny punkt całej produkcji. 

Kończąc recenzję, muszę powiedzieć, że film jest naprawdę dobry i wart polecenia. Doskonały nastrój i mnóstwo wyśmienitych scen rozmywają się nieco w odrobinę przegadanych sekwencjach. Dla fanów kina samurajskiego jest to jednak film godny obejrzenia. Dla innych, cóż, nie będzie to najlepsze kino, aby rozpocząć przygodę z gatunkiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz