KRÓTKIE SPIĘCIE
It's Never Too Late To Mend
Reżyseria: David
MacDonald
Wielka Brytania, 1937
Tod Slaughter powraca w kolejnej,
klasycznej dla siebie roli. Na powierzchni miły i dobrotliwy, a w sercu okrutny
i morderczy dziedzic postanawia zdobyć serce pewnej urodziwej niewiasty.
Niestety, ona zakochana jest w innym. I to z wzajemnością. Tod będzie więc
musiał oszukiwać, kłamać, wymuszać i, w końcu, zabijać, by jego pragnienie się
zrealizowało. Choć wszyscy i tak znamy finał tego typu wiktoriańskich
opowieści.
Główny wątek jest tym samym mało
zajmujący, jak i mało zaskakujący. Wszystko rozgrywa się zgodnie z naszymi
przewidywaniami, a kolejne fabularne zwroty są powtórką podobnych z ówczesnego
kina i innych kreacji Slaughtera. Daleki jestem jednak od krytyki jego samego.
Przejaskrawiona, sztucznie dobra, a potem szaleńcza gra aktora jest zawsze
plusem produkcji z jego udziałem i nie inaczej jest także i w tym przypadku.
Jednak przyznać trzeba, iż „The Demon Barber of Fleet Street” oraz „The Crimes
of Stephen Hawke” pozostają najlepszymi produkcjami w jego karierze i „It's
Never Too Late To Mend” sporo do ich poziomu brakuje.
Na pocieszenie pojawia się jednak
drugi, o wiele lepszy, wątek. Zajmuje on tak naprawdę 3 sceny oraz jeden napis.
Na samym początku filmu bowiem jesteśmy poinformowani o tragicznych,
barbarzyńskich warunkach, jakie panują w wiktoriańskich więzieniach oraz o
nadchodzących reformach tychże. Wydawać by się więc mogło, iż produkcja skupi
się właśnie na tym temacie. Nic bardziej mylnego, gdyż centralny wątek to,
wspomniane wcześniej, miłosno-oszukańcze podchody dziedzica, a do tematu z
prologu wracamy w okolicach połowy produkcji. Ten drugi wątek objawia się
dzięki temu, że nasz antybohater opiekuje się również więzieniem, a osadzonych
nazywa swoimi dziećmi, którym pomaga zobaczyć błędy postępowania i wyciągnąć z
nich pozytywne wnioski. Oczywiście, tak naprawdę torturuje i znęca się nad
swoimi podopiecznymi, a każde słowo skargi karze jeszcze okrutniejszym
zadręczaniem. W scenach w więzieniu celowo użyto hiperbolizacji by w krótkiej
sekwencji przedstawić, jak najwięcej. I tak, jeden osadzony się skarży i
napotyka karę, drugi przymila się, kłamiąc i kradnąc, za co zostaje nagrodzony,
a kilkunastoletni chłopak, który, z powodu braku pieniędzy, ukradł chleb dla
konającej matki, spotyka najgorszy z możliwych końców.
Przypuszczenia, że dziedzic
skończy w miejscu swej ukochanej pracy, są oczywiście, jak najbardziej na
miejscu. We wszystko zamieszany jest także ksiądz, który wprowadza wartości
chrześcijańskie, pokazując, że wiara w Boga (i Kościół) są jedyną drogą pokuty,
poprawy i znalezienia spokoju duszy. Tego typu obrazowanie religii, szczególnie
w tego typu filmie, nie jest w żaden sposób zaskakujące.
Podsumowując, produkcja jest
skierowana do miłośników, starych, wiktoriańskich produkcji, miłośników Toda
Slaughtera i ekstremalnych miłośników więzień.
Poniżej scena, w której więźniowie "nie mają" żadnych skrag.
THE MANSTER
Reżyseria: George P. Breakston, Kenneth G. Crane
USA/Japonia, 1959
Z Wielkiej Brytanii przenosimy się
do Japonii, gdzie amerykański reporter, spragniony powrotu do domu i swej żony,
zajmuje się swoim ostatnim zleceniem. Wymaga to od niego spotkania się z
japońskim naukowcem. Z prologu zaś wiemy, iż Japończyk wykonuje eksperymenty na
ludziach i nie obawia się nieudane wyniki pozbawić życia. Usypia on poczciwego
dziennikarza i wstrzykuje swoje serum, powodując zmiany w fizjonomii i psychice
Amerykanina.
Muszę przyznać, iż film bardzo
przyjemnie się ogląda. Biorąc pod uwagę jego niskobudżetowość i B-klasowość
jest wykonany na wysokim poziomie. Reżyseria prowadzi nas z determinacją
poprzez dobrze opowiedzianą historię, brak jest większych dziur logicznych i
wielkich pretekstowych wydarzeń, a aktorzy stanęli na wysokości zadania,
dostarczając udanych kreacji. Wielkim plusem jest także pokazanie samej
Japonii. Zwykle, w amerykańskich filmach jest ona zrównana do poziomu
specyficznej ciekawostki, a wszystkie postaci mówią po angielsku. W „The
Manster”, Japończycy mówią na szczęście po japońsku, za wyjątkiem dłuższych,
ważnych dla fabuły kwestii, które wiążą się jedynie z dwiema osobami. Ponadto
reporter zwiedzi kilka barów, gorące kąpiele, napotka gejsze oraz odwiedzi
buddyjską świątynie. Wszystko to jest pokazane jako coś normalnego,
specyficznego dla Kraju Kwitnącej Wiśni, owszem, ale nie jako dziwaczne
kuriozum. Szczególnie udanie prezentuje się buddyjska świątynia z wizerunkami
demonów, nabierającymi innego wydźwięku w kontekście przemiany jaką przechodzi
protagonista obrazu.
Jest też i drugie dno. Reporter,
po otrzymaniu specyfiku, zaczyna być osobą skrajnie hedonistyczną, która
zdradza swoją żonę, nie chce wrócić do kraju i skupia się jedynie na zabawie i
rozrywkach. Gdy jego transformacja postępuje, dodatkowo również dochodzi do
tego, iż staje się on mordercą i wyrasta mu druga głowa. Jest to swoista
wariacja na temat Dra Jekylla i Mr Hyde'a. Stan „naturalny”, w ramach
cywilizacji, podobnie, jak u Stevensona, jest postrzegany jako ten dobry, a
stan, powstały pod wpływem eksperymentów uwalnia tłumione emocje i prymitywne,
barbarzyńskie odruchy. Dochodzi do tego, że bohater staje się, dosłownie,
dwiema osobami. W ten sposób film wyraża nadzieję, iż ludzkość jest w stanie
opanować swą nieokiełznaną, agresywną zwierzęcość. Ponadto, mimo pozytywnego
przedstawienia Japonii i Japończyków, Amerykanie winni się wiązać i trzymać
swoich, a międzynarodowe mieszanie nie jest polecane. Zdecydowanie klasyczne
obrazowanie tego typu kwestii, szczególnie ówcześnie.
„The Manster” jest więc bardzo
dobrym, jak na warunki niskobudżetowego kina, obrazem, który powinien usatysfakcjonować
miłośników dziwacznych potworów, mordujących Bogu ducha winnych ludzi w
B-klasowym otoczeniu. Mnie usatysfakcjonował.
Poniżej zwiastun filmu (plus zwiastun "The Horror of Dr. Faustus" (znany w Polsce jako "Oczy bez twarzy", a w oryginale jako "Les Yeux sans visage" [reż. Georges Franju, 1960]). Zwiastun "The Manster" pojawia się ok. 1:52. Pod zwiastunem jedna ze scen, w której widać pierwsze oznaki przemiany bohatera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz