niedziela, 9 października 2011

Ore wa matteru ze (I am Waiting), Japonia, 1957


NIKKATSU NOIR #1
filmy wydane przez Criterion w boxie „Nikkatsu Noir”


Tytuł:  俺は待ってるぜ
(Ore wa matteru ze)
Tytuł anglojęzyczny: I am Waiting
Tytuł polski: brak (tłum. własne: Czekam)

Reżyseria: Koreyoshi Kurahara
Japonia, 1957

Deszczowa noc. Długie cienie. Samotna sylwetka mężczyzny idącego wolno w nieznanym celu. Po chwili napotyka on równie samotną postać stojącej kobiety. Mężczyzna proponuje jej schronienie na noc. Jest on właścicielem małej knajpki. Nie trzeba długo czekać by zauważyć, że dwie postaci łączy coś więcej niż samotność. Oboje uciekają przed swoją przeszłością, swoimi uczuciami i swoimi myślami.

Koreyoshi Kurahara zaprasza nas w nostalgiczny czarny kryminał, w którym główne role odegrali m.in. Ken Hatano i Mie Kitahara – aktorzy znani z innych japońskich noir, jak choćby, również wydanego w ramach Nikkatsu Noir, „Sabida naifu”. Stworzyli oni dobre kreacje, a Hatano doskonale pasuje do roli miłego młodzieńca. Równie dobrze wychodzą mu także nagłe napady wściekłości, których w filmie nie brak.

„Ore wa matteru ze” można podzielić na dwie części. Pierwsza skupia się na uczuciu rodzącym się między dziewczyną, twierdzącą, że jest kanarkiem, który zapomniał, jak się śpiewa, a chłopakiem, marzącym o dołączeniu do swego brata, żyjącego w wiejskich rejonach Brazylii. Ta część produkcji jest spokojna, romantyczna i powolna. Oprócz powoli wyłaniających się przeszłości postaci, jedynymi rysami na lirycznej powierzchni obrazu są próby przekonania dziewczyny by wróciła z mężczyznami spod ciemnej gwiazdy do ich kabaretu.

Wątek romantyczny okazuje się jednak bardzo prosty i nieco infantylny. Jest on prezentowany jako remedium na wszelkie bolączki bohaterów. Na szczęście twórcy potrafią zatrzymać się i nie popaść w niepotrzebną ckliwość. Właściciel knajpki, były bokser, wie, że to, co teraz wydaje się być wyjątkowym uczuciem, później przemieni się w zwyczajne wspomnienie. Związek partnerski nie jest w stanie nikogo spełnić. W pierwszej połowie obrazu znajduje się również element francuski, w końcu słowo noir z języka tego kraju pochodzi.

Następnie przechodzimy w drugą, kryminalno-gangsterską część filmu. Dziewczyna, o której już wszystko wiemy, staje się postacią w tle, a bokser zaczyna prywatne śledztwo, mające na celu odnalezienie jego brata. Ponownie pojawiają się tutaj znaczące wady, jak i zalety. Na minus należy policzyć ogromne zbiegi okoliczności, które zmuszają bohaterów do kolejnych spotkań. Okazuje się bowiem, iż los brata boksera jest związany z osobami, u których pracuje dziewczyna. Gdyby zaś twórcy pokusili się o skomplikowanie scenariusza i zmuszenie bohatera do eksploracji miejsc poza pracą dziewczyny, wtedy ich związek, który w drugiej połowie filmu właściwie nie istnieje, prawdopodobnie w ogóle nie miałby już racji bytu.

Zaletą produkcji są z pewnością nastrój, świetnie współgrające z tematyką filmu piosenki, ciemne ujęcia, których nie powstydziłyby się wysokiej klasy filmy noir. Co jakiś czas również „Ore wa matteru ze” raczy nas pojedynkami na pięści. Mimo że walki, kiedy już się pojawiają, nierzadko rażą ogromną sztucznością, to bohater jest na tyle ciekawą postacią, emanującą wystarczająco silną energią by oglądać jego potyczki siłowe z zainteresowaniem i oczekiwaniem na ich wynik.

Obraz jest więc nierówny, momentami intryguje, momentami okazuje się zbytnio uproszczony. Zdecydowanie zabrakło większego rozbudowania fabularnego. Dziwi też potraktowanie Reiko. Najpierw pojawia się ona jako jedna z dwóch głównych postaci w filmie, po to tylko by ją odsunąć na drugi plan, gdy wątek kryminalny staje się centrum historii. Niemal każdy aspekt filmu cierpi na jakieś niedomogi. Mimo wszystkich wad, warto jednak produkcję Kurahary obejrzeć. Nastrój czarnego kryminału oraz dość intrygujące postaci sprawiają, że „Ore wa matteru ze” jest dobrym przykładem połączenia romansu z kinem gangsterskim, którego potencjał nie został wykorzystany.

Poniżej znajduje się tytułowy utwór z filmu wraz z różnymi ujęciami z produkcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz