niedziela, 3 czerwca 2012

„Słaby punkt” a buddyzm zen


„Słaby punkt” a buddyzm zen

Ambitny, młody prokurator otrzymuje, wydaje się wyjątkowo łatwą, sprawę skazania mężczyzny za usiłowanie zabójstwa swojej żony (obecnie przebywającej w śpiączce). W przypływie dumy i pychy, prokurator decyduje się przyjąć wyzwanie skazanego, który decyduje sam bronić się podczas sprawy i utrzymywać swoją niewinność mimo, zdaje się, miażdżącego materiału dowodowego. Prokurator, pewny wygranej, już przygotowuje się do zmiany pracy z posady państwowej na prywatną w prestiżowej firmie. Doskonałe referencje (97% skazań), ogromna pewność siebie i pochwały zaślepiają go. Już wybiera meble do nowego biura, romansuje z przełożoną, chodzi na bankiety.

Gdy zaczyna się pierwsza rozprawa, okazuje się, że prokurator nie przepytał wystarczająco dobrze swego głównego świadka. Okazuje się, że zeznającego, jak i żonę oskarżonego łączyło pożycie seksualne, co unieważnia jego zeznania. Okazuje się także, iż przyznanie się oskarżonego do winy nie może być zaakceptowane, ponieważ kochanek jego żony, policjant, był obecny podczas przesłuchiwania, co rodzi podejrzenia o wymuszenie oświadczenia. Prokurator nie przyjrzał się sprawie tak, jak powinien, co kończy się dla niego porażką. Myślał, że bez wysiłku jest w stanie wygrać.

Gdy wszystkie pomysły młodego prokuratora zawodzą, dostaje ostatnią szansę – może wycofać się ze sprawy i skupić się na karierze, lecz postanawia on udowodnić swoją wartość po raz kolejny. Twierdzi, że jego porażka mogła przytrafić się każdemu, lecz jemu przydarzyła się, gdyż nie przyłożył się wystarczająco do sprawy. Gdyby spojrzał na nią dokładniej nie miałby problemów, przecież jest lepszy od innych. Po raz kolejny jednak nadmiar pychy i pewności siebie okazują się dla niego zgubne i przegrywa z kretesem.

Niektóre nauki ezoteryczne zwracają uwagę na to, że bardzo często łączymy wszystkie zwyczajne stany świadomości w jeden ciąg i zapominamy, że są one od siebie oddzielone bezkresnymi jeziorami snu. Zen opiera się na kompletnym przebudzeniu nazywanym satori.

Satori jest alfą i omegą buddyzmu zen. Można je zdefiniować jako intuicyjny wgląd w naturę rzeczy, który stanowi przeciwieństwo logicznego, analitycznego zrozumienia. W praktyce oznacza to odkrycie nowego świata, którego dotychczas nie zauważaliśmy, ponieważ nasz przyzwyczajony do dualizmu umysł żyje w pomieszaniu. Kiedy doświadczamy satori, wszystko wokół nas jest przez nas postrzegane w sposób, którego nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji zaznać...” (Essays on Zen Buddhism, D. T. Suzuki)

W koanie 44., znanym jako kij Pa-tsiao, mistrz mówi do swoich mnichów: 'Jeżeli posiadacie kij, dam wam kij. Jeżeli nie posiadacie kija, zabiorę go wam”. Przyjrzyjmy się temu koanowi w świetle opowieści o młodym prokuratorze. Najpierw otrzymuje on „mistyczne wezwanie” by skazać mordercę. Zaślepia go jednak pycha. Zaczyna sobie gratulować wyróżnień, których jeszcze w pełni nie objął: prestiżowego stanowiska, poważania, wysokich zarobków, nowego biura które łechtają jego narcystyczne ego (gdyby były naprawdę wartościowe, stanowisko nie byłoby tak niewolnicze i ograniczające). Nic z tego jeszcze naprawdę nie ma, nie posiada kija i właśnie z tego powodu traci kij.

Prokuratora dotyka jednak zmiana, oświecenie. Dopiero, gdy przestaje myśleć tylko o sobie i o wątpliwym stanowisku, gdy wyrzeka się egoistycznych pragnień, akceptuje wyższość dobra społecznego nad dobrem samolubnej jednostki. Prokurator od tej pory brzydzi się egoizmem. Zaczyna działać bezinteresownie, próbując pomóc umierającej kobiecie i skazać winnego, nie oczekując żadnej nagrody i skupia się wyłącznie na zadaniu, które ma w danym momencie wykonać. Próbuje pomóc Innemu. Wtedy posiada kij i dlatego dostaje kij.

W koanie 42. skoncentrowana mniszka siedzi obok Buddy. Pozostali uczniowie narzekają, że tylko ona ma zaszczyt zasiadać u boku mistrza. Budda mówi im, by wyrwali ją z medytacji. Oni jednak nie są w stanie tego zrobić. Budda krzyczy: „Ignorancja!” Następnie podchodzi do kobiety, pstryka palcami, a ona od razu się budzi.

Przesłanie jest jasne: ani posiadana wiedza, ani dyskusje, ani nauka nie mogą zapewnić satori. Może go doświadczyć wyłącznie umysł, który przestaje być świadomy swojej odrębności.

Prokurator zostaje wezwany by rozwiązał sprawę „mentalną”. Nie rozgląda się jednak uważnie wokół, skupiony na sobie i szybko odnajduje siebie pochłoniętym przez ocean nieświadomości. Gubi się w sprawie, której nie widział taką, jaka była. To oczywiste, że nadmiar dualistycznych myśli prowadzi do cierpienia. To właśnie dlatego prokurator krzyczy, gdy ginie kobieta. Potrzebuje satori, ale jednocześnie obawia się go. Traci swoją szansę i ze smutkiem patrzy na dalszy rozwój wydarzeń, na które nie ma wpływu.

Udaje mu się jednak osiągnąć nowy stan świadomości, dostrzega, że szczęście, którego szukał, jest rezultatem bezustannej pracy wewnętrznej (potrzeby reagowania na wszystkie wezwania) i, że tylko dzięki niej otrzymał owo błogosławieństwo.

Nie może oczekiwać czegoś, nie pracując by to osiągnąć. A żeby to osiągnąć należy pozbyć się wszystkich prestiżowych stanowisk i oczyścić swoje biuro.
-------------
Powyższy tekst jest w całości parafrazą tekstu Alejandro Jodorowsky'ego pt. Kaczor Donald a buddyzm zen, który można odnaleźć w jego książce Mistrz i czarownice (wyd. Okultura, Warszawa 2011).

Omawiany w mojej parafrazie „śniegu w srebrnym wazonie” film to Słaby punkt (tyt. oryg. Fracture), reż. Gregory Hoblit, 2007.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz