poniedziałek, 26 września 2011

Traumstadt, RFN, 1973


TRAUMSTADT
TRAUMSTADT
TRAUMSTADT
TRAUMSTADT


Niespełniony, niegdyś odnoszący sukcesy, dzisiaj bezskutecznie poszukujący natchnienia artysta, zaczyna mieć dość życia w wielkim mieście. Jego odrzucenie industrialnych przestrzeni nie jest nagłe ani gwałtowne, powoli jednak wyłania się na powierzchnię jego umysłu. Małżeństwo zaś, którego jest częścią, powierzchownie wydaje się być udane. Na jego obrazie jednak również pojawiają się rysy w postaci zanikającej komunikacji między małżonkami. Wtedy pojawia się nieznajomy, który twierdzi, iż przysłał go dawny znajomy artysty. Ów zaś artysta, wraz z żoną, dostają zaproszenie do (wy)kreowanej przez dawnego znajomego utopii, składającej się z samych ludzi o skłonnościach artystycznych. W tym mieście snów każdy może robić, na co ma tylko ochotę, a że ludzie zebrali się tam ekscentryczni, to ich zachcianki również do zwyczajnych nie należą.

Film Schaafa jest uważany dzisiaj za dzieło kultowe, na pewno w uzyskaniu tego statusu pomógł fakt bardzo ograniczonego dostępu do omawianej produkcji. Emitowany na kilku festiwalach oraz w niemieckiej telewizji nigdy nie został wydany na żadnym nośniku*. Spotkałem się nawet z określeniem go jako „kultowego wśród filmów kultowych”. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że coraz więcej podobnych mu produkcji zostaje wydanych na Blu-ray i/lub DVD, los ten może spotkać także „Traumstadt”, na co mam nadzieję. A jakie produkcje są mu podobne? Trudno wskazać na film (a wskazuję tylko z powodu faktu, iż nie jestem w stanie umieścić tutaj żadnego zwiastuna, a chcę nakreślić panujący nastrój), który miałby najwięcej wspólnego z produkcją Johannesa, lecz na myśl nasuwają się produkcje Fernando Arrabala („Viva la muerte!” (Long Live Death!), „Drzewo guernici”), Shinji Aoyamy („Saraba hakobune” [Farewell to the Arc]), Alejandro Jodorowsky'ego („El Topo”, „Święta góra”) czy Andrzeja Żuławskiego („Trzecia część nocy”, „Diabeł”). W momencie, gdy ominiemy już nieprzyjazne tereny, które oddzielają nasz świat od tytułowego miasta, znajdujemy się bowiem w surrealistycznym otoczeniu, gdzie niczego nie można być pewnym. W utopii, która, jak każda utopia wcielona w życie, staje się antyutopią. Pełną kłamstw, anarchii, ukrytych, obscenicznych praw i zaczynającego dominować szaleństwa.

Na początku wydaje się, iż dostajemy się do raju pełnego wolności. Nie potrzeba nam pieniędzy, możemy mieszkać, gdzie chcemy. Oczywiście, już wtedy widzimy, iż poszczególni mieszkańcy nie należą do osób zbyt stabilnych psychicznie, a architektura jest dość stara i monotonna, lecz nie zapominajmy, że jest to kraina artystyczna. Pierwszym, co się nasuwa na myśl w tej chwili, to kwestia istoty kreacji dzieła. Skoro wszyscy są artystami, którzy tworzą wewnątrz własnej, zamkniętej społeczności, bez możliwości dalszej ekspozycji swej sztuki, po co dalej tworzyć? Czy jest sens produkowania sztuki, która nie ma żadnego innego celu, poza tym, że zostanie wyprodukowana? Po chwili jednak zaczyna się ujawniać fakt, że ekspresja poszczególnych postaci jest dotykającym ich wszystkich szaleństwem, wywodzącym się z różnych źródeł, najsilniej zaś z frustracji i poczucia niespełnienia.

Nasz artysta, oscyluje między akceptacją a odrzuceniem zastanego świata nie mogąc się w nim do końca odnaleźć, lecz równocześnie przyciągany przez liczne jego elementy, nadto młodą dziewczynę, która staje się jego obsesją. Żona artysty pierwsza reaguje gwałtownym odrzuceniem miasta, tak samo, jak gwałtownie je zaakceptowała. Jej los stanie się w końcu jednym z momentów rozbicia resztek iluzji doskonałości, otaczającej bohaterów. Potem wszystko stanie się jedną podróżą w otchłań.

Zdecydowanie kreacja świata, pomysłowa, odważna, nierzadko zapadająca w pamięć, stanowi największą siłę filmu. Znajdują się w nim przynajmniej trzy sekwencje, które wywołają bardzo pozytywne wrażenie w każdym, kto przepada za tego typu eksperymentalno-surrealistycznym kinem. Jest to czynnik, który sprawia, iż „Traumstadt” zdecydowanie warto obejrzeć, nawet mimo jego widocznych wad. Największą z nich jest brak zdecydowania twórcy, który od psychologicznej wyprawy, przechodzi w tematykę antyutopijną, a potem próbuje zahaczyć o problem kondycji artysty, a nawet wplata wątki religijne. Prowadzi to do osłabienia ostatecznego przekazu, który dodatkowo staje się niemal tak niejasny, jak motywacje poszczególnych postaci. Czy oglądamy fantazmat umysłu bohatera, który tworzy sobie swój własny świat fantazji niczym bohaterowie „Zagubionej autostrady” i „Inland Empire” Davida Lyncha, czy też mamy do czynienia z próbą komentarza (nie)możliwości stworzenia realnie istniejącej utopii? Wydaje się, że Schaaf sam zbytnio zapędził się w swoją wizję i zaczął się gubić w ilości zaproponowanych przez siebie ekscentryzmów. To one w gruncie rzeczy przesuwają film w stronę interpretacji, sugerującej fantazmatyczny wymiar miasta snów, bez konieczności ustanawiania go w rzeczywistej przestrzeni.

Oczywiście wnioski, jakie wypływają z produkcji są znane i, tym samym, mało zaskakujące. Utopia nie ma racji bytu i zawsze staje się antyutopią, fantazja nie daje uwolnienia od uścisku Realnego i nie prowadzi do spełnienia. Trauma zawsze się wyłania i zmusza do pokonania siebie niszcząc lub zniekształcając iluzję, a próby jej ominięcia i/lub wyciszenia nie prowadzą do unicestwienia tejże traumy, ich wynik jest bowiem odwrotny. Ucieczka od problemu utrzymuje problem w mocy, stawienie mu czoła może go mocy pozbawić. Jak często więc bywa, o sile filmu nie tyle stanowi jego przesłanie, co sposób jego prezentacji. A ten w „Traumstadt” jest wystarczająco intrygujący by wybaczyć mu wiele jego niedoskonałości i, najzwyczajniej, z przyjemnością śledzić przesuwające się na ekranie obrazy.

Ostatecznie więc obraz Johannesa Schaafa jest zdecydowanie wart uwagi i znalezienia. Mimo że nieco rozczarowuje swoim niezdecydowaniem i lekkim zagubieniem, to stanowi ciekawą wizję. Szczególnie pod względem wizualnym. Sądzę, że po tym opisie filmu każdy, kto powinien go obejrzeć czuje, że jest to produkcja dla niej/niego. Z pewnością pozostali mogą napotkać opór w próbie czerpania radości z przebywania w mieście snów.


Tytuł: Traumstadt
Tytuł anglojęzyczny: Dream City

Reżyseria: Johannes Schaaf
RFN, 1973 
--------------------------------------------
*Pozwolę sobie tutaj na małą dygresję. Przez długi czas podobny los dzielił inny kultowy film, mianowicie „Herostratus” Dona Levy'ego (1967). W tym roku, po raz pierwszy, Brytyjski Instytut  Filmowy (BFI) wydał go na podwójnym Blu-ray (obejmującym wersje widescreen i letterbox) wraz ze wszystkimi krótkometrażowymi filmami Levy'ego oraz estetycznym bookletem zawierającym sporo informacji o filmie i jego autorze. Jak się można domyślać, zakup mocno polecam.

1 komentarz:

  1. Film oparty jest na powieści Alfreda Kubina - "Po tamtej stronie". Polecam lekturę.

    OdpowiedzUsuń