czwartek, 2 lutego 2017

Kaili Blues (Gan Bi, 2015)

Na początek kolekcja plakatów:
 







































Kaili Blues
reż. Gan Bi
Chiny
2015


Czasu coraz mniej, filmów coraz więcej. Z tego też powodu postanowiłem kilku kolejnym filmom przyjrzeć się w nieco krótszej formie niż zwykle. Pierwszym z nich jest Kaili Blues Gana Bi z 2015 roku, czyli kolejna na Odysei Filmowej świeższa produkcja z Chin (ale za to 2 następne będą już z Tajlandii).

Kaili Blues zyskał niemal same przychylne opinie krytyków, niezależnie od miejsca wyświetlania, choć znalazło się też kilku zarzucających mu nużącą fabułę, brak treści, pretensjonalność czy niezbyt udane naśladownictwo stylu lepszych od siebie twórców. Inni – i w zdecydowanej większości – chwalili Kaili Blues za oniryczny nastrój, piękne zdjęcia i intrygującą narrację. Jakakolwiek byłaby jednak ocena produkcji to na pewno w jednym zgadzają się zarówno chwalący, jak i krytykujący debiut Bi: w wyrażaniu podziwu dla 41 minutowej sceny, nakręconej master shotem i umieszczonej w okolicach połowy produkcji. Do ogólnej admiracji tejże sceny dołączam się również i ja, co oznacza, że dla niej samej warto Kaili Blues obejrzeć.

Ale nie jest to jedyny powód. Choć w dzisiejszych czasach trudno o oryginalność, to na tle większości realizowanych produkcji, Bi wyróżnia się tym, że nie trzyma się żadnych konkretnych reguł prowadzenia narracji. Napisy początkowe wyświetlane są w telewizorze, będącym częścią diegezy, plansza z tytułem filmu pojawia się dopiero po kilkunastu minutach, a nawiązująca do Hou-hsiao Hsiena, Wonga Kar Waia i Apichatponga Weerasethakula styl i fabuła tworzą senny nastrój pozbawiony wyraźnej chronologii.

Akcja filmu rozgrywa się w prowincji Guizhou, w tytułowej wiosce Kaili. Bi przedstawia ją poprzez liczne i wolne najazdy kamery na piękne krajobrazy i rozpadające się domostwa. Protagonistą jest Chen – lekarz. Jego brat samotnie wychowuje syna Wei-wei, niestety – nie będąc dobrym rodzicem odsyła go z wioski. Chen postanawia znaleźć chłopaka i uratować go przed jakimkolwiek złym losem, który – wydaje mu się – na niego czeka. To nie fabuła jest tu jednak najistotniejsza, a już na pewno nie są najistotniejsze ograniczone do niezbędnego minimum dialogi. Bi woli skupić się na tłach, ścianach, zegarach narysowanych na wagonie przejeżdżającego pociągu, stanie budynków etc. zajmując nimi tym samym również widza. Ważniejsza jest dla niego emocjonalna niż fabularna strona filmu, a emocje, które tu dominują tu delikatny smutek, nostalgia i tęsknota z odrobiną nadziei.

Trudno jest przez to jednoznacznie zinterpretować wydarzenia na ekranie. W filmie pojawiają się przynajmniej 3 dość wyraźne sugestie, wskazujące, że być może nie mamy tu do czynienia z prawdziwymi wydarzeniami. Czy jednak rozgrywają się one w wyobraźni Chena, czy po prostu zaburzona została w jakiś surrealny sposób narracja? A może mamy do czynienia z pośmiertną wizją umierającego umysłu? Jedno jest pewne: Kaili Blues opowiada o ludziach w pułapce czasu. Ciągłe ewokowanie obecności zegarów – prawdziwych lub namalowanych – w połączeniu z dość częstymi ujęciami, w których kamera obraca się o 360 stopni, sprawia, że upływ czasu staje jednym z niewielu stałych w świecie przedstawionym. Chen i napotykane przez niego osoby próbują uciec nie tylko przed czasem, ale też z geograficznych okowów. Małe miasteczka są dla większości z nich nużącym więzieniem, podkreślanym przez rozpadające się domki i pojazdy, choć znajdujące się równocześnie na krawędzi świata wkraczającego w nowoczesność (lub przynajmniej pozbawionego jeszcze znamion rozkładu), na który wskazują budowlane prace, przedstawione podczas wspomnianego wcześniej master shotu.

Wskazują one również na wypieranie tradycji przez nowoczesność. Budynki budowane są w Dangmai – mieście, przez które podróżuje Chen – i które jest siedzibą mniejszości Miao. Bi – twórca filmu – pochodzi z Miao, stąd też elementy ich kultury, jak architektura czy muzyka, przewijają się przez film, lecz nowe budynki i popowa muzyka zastępują ich obecność niemal w pełni.


Sam Bi swój film rozpoczyna sugerującym z czym za moment widz będzie miał do czynienia cytatem z Diamentowej Sutry o tym, że ani przeszły, ani teraźniejszy, ani przyszły umysły nie mogą zostać osiągnięte. Każe Chenowi zapadać w sen, w którym słyszy surrealne wiersze autorstwa reżysera oraz wiadomości o dziwnych wydarzeniach. Ten „wstępny” surrealizm/oniryzm jest doskonałym wprowadzeniem do wspominanej 41 minutowej sekwencji. To w niej Bi dokonuje „obejścia” problemu czasu, pozwalając swojemu bohaterowi przez te 41 minut żyć w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości równocześnie. Bi powiedział, że Kaili Blues to opowieść o „detektywie, który gubi się w czasie i pamięci”. Można jednak stwierdzić, że udaje mu się na chwilę odnaleźć lub przynajmniej zbliżyć do tego, co nieosiągalne.

Kilka dodatkowych informacji:

- oryginalnie film miał nosić tytuł „Księga niepokoju”, lecz cenzura uznała tytuł za zbyt pesymistyczny.

- drugi film reżysera ma być historią detektywistyczną, ponownie osadzoną na terenach wiejskich. Jeśli uda mu się zachować oniryczną jakość debiutanckiej produkcji, wtedy z pewnością rezultat będzie nader ciekawym przeżyciem.

- doskonałe zdjęcia w filmie są autorstwa debiutanta: Wanga Tianxinga.

- większość aktorów to znajomi reżysera, co pozwoliło mu zaoszczędzić na budżecie. Ten i tak się skończył, gdy pozostało jeszcze ok. 30% filmu do nakręcenia, co zmusiło Bi do zmniejszenia ekipy filmowej. Biorąc pod uwagi restrykcje, jakimi stawił czoła debiutant tym większe wrażenie robi ta „realistyczna historia, opowiedziana w nierealistyczny sposób”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz