sobota, 7 sierpnia 2010

Girlfight, Zbuntowana, 2000

Tytuł oryginalny: Girlfight
Tytuł polski: Zbuntowana

Reżyseria i scenariusz: Karyn Kusama
Rok: 2000
Czas trwania: 110 min.

W roli głównej: Michelle Rodriguez


Obraz Girlfight jest podwójnym debiutem oraz filmem, który można rozumieć w trójnasób. Jest to również film, który pozwolił występującej po raz pierwszy na ekranie Michelle Rodriguez wstrzelić się do światowej kinematografii, choć do dziś brakuje na jej koncie drugiej pierwszoplanowej roli na skalę Diany Guzman, w którą się wcieliła w swym pierwszym (nie licząc statystowania) starciu  filmowym, chyba, że lukę tę wypełni Tropico de sangre. Mimo to, udało jej się wypracować własny image silnej kobiety oraz zdobyć całkiem pokaźną rzeszę oddanych fanów, oraz, nawet figurkę z własną podobizną, dzięki roli w superprodukcji Jamesa Camerona Avatar, który ponoć zdecydował się na zatrudnienie Michelle właśnie po obejrzeniu Girlfight.

Podobnego filmowego szczęścia nie miała debiutująca na krześle reżysera Karyn Kusama, reżyserka o feministycznych poglądach, które przebijają się przez pierwszy jej film. Później Karyn udało się stworzyć tylko dwa filmy, które nie mogą się równać ani poziomem artyzmu, ani poziomem feminizmu (przynajmniej się nie równa Aeon Flux, gdyż produkcji z Megan Fox nie miałem przyjemności(?) obejrzeć) z jej debiutem. Warto jeszcze odnotować, iż reżyserka nie była przychylna zaangażowaniu do tytułowej roli Rodriguez, jednak specjaliści od castingu skutecznie wyperswadowali inne decyzje aktorskie z głowy Kusamy, dzięki czemu Michelle pokonując ok. 350 rywalek stanęła przed kamerą w swej pierwszej roli pierwszoplanowej. A jej twarz jest pierwszym, co w niej zobaczymy.

Fabuła filmu, ani sposób jej przekazania nie należą do skomplikowanych i od pierwszych scen możemy wysnuć niemałą liczbę wniosków, pozwalających na przewidzenie dalszych losów bohaterki obrazu. Pierwsza scena z wojowniczą, buńczuczną, choć trochę naiwnie przerysowaną wściekłą twarzą osoby na uboczy. Wizerunek jest dodatkowo wzmacniany jej samotnym staniem o szkolne szafki, oddalającą się kamerą, ową samotność uwydatniającą oraz mijającymi ją bez okazania krztyny zainteresowania rówieśnikami. Kolejne chwile filmu są poświęcone uwypukleniu jej nie do końca aspołecznego charakteru i statusu wyrzutka. Piszę „nie do końca aspołecznego”, gdyż, jak się przekonamy już niebawem, nie jest ona osobą, która nie chciałaby mieć przyjaciół czy partnera. Na przeszkodzie stoi jednak nie tylko jej niechęć do należenia do grupy rówieśniczek, których uganianie się za facetami, zajmowanie się makijażami etc. wg Diany jest cokolwiek żałosne, lecz również fakt posiadania wybuchowego charakteru, który niejednokrotnie ustawiał ją w pozycji agresora używającego fizycznej siły wobec upatrzonego wroga.

Nie pomaga, że ojciec nie pozwala dzieciom (Diana posiada brata) na realizowanie własnych marzeń, choć nie można przy tym powiedzieć, iżby był osobą złą. Mimo to dojdzie w trakcie filmu do bardzo agresywnego starcia między nim a Dianą, głównie spowodowanego tematem dawnego samobójstwem jej matki, do czego, wg bohaterki, przyczynił się jej ojciec. Wydaje się, że tkwi w tym jakaś prawda, jednak jej ojciec spełnia tutaj raczej rolę figury dominującego mężczyzny, który w trakcie trwania obrazu będzie sukcesywnie swoją prymarną pozycję tracił.

Diana bowiem znalazła sobie hobby, które staje się czymś więcej aniżeli tylko hobby, czy tylko sposobem na skanalizowanie swych frustracji i wybuchowości charakteru w boks. Mimo że fakt pojawienia się boksu nasuwa niemal automatycznie skojarzenia i chęć porównywania filmu z Rocky, to nie uważam aby takie porównanie było w pełni uzasadnione. Jak napisałem na początku  sytuacja, jaka zostaje zarysowana w omawianej produkcji pozwala na wysunięcie potrójnego wniosku, z czego jeden tylko można uznać za paralelny z Rocky.

Mimo to, by wyjaśnić dlaczego tak myślę, nie jestem w stanie uniknąć porównania z najsłynniejszym obrazem bokserskim. W filmie z Sylvestrem Stallone'm boks był potraktowany o wiele bardziej alegorycznie (jeżeli możemy stopniować poziom alegoryzmu). W pierwszym (a potem najbardziej w szóstym) spotkaniu z poczciwym bokserem, sport uprawiany przez Rocky'ego staje się nie celem samym w sobie, lecz sposobem na zrealizowanie celu. Balboa wykorzystuje go aby odbić się od dna, jest to kolejny przejaw tak lubianego na całym świecie schematu „od zera do bohatera”. Przy czym nie chcę krytykować obrazów o Rockym, które ze swojego zadania wywiązały się bardzo dobrze, Balboa w prosty, acz dosadny sposób nakłania swoich widzów do walki o swoje marzenia, w wyniku czego boks staje się tutaj symbolem bitwy o pragnienia (a potem ich obronę), a nie o boks sam w sobie. Dlatego też obraz o Rockym mógł trafić, i przecież trafił, do szerokiego grona odbiorców, którzy niekoniecznie muszą pasjonować się boksem.

Momentami brak tego wyraźnego wykorzystania bosku jako symbolu (i możliwości pokazania efektownych walk, film zapewne wiele by stracił, gdyby Balboa był np. tenisistą) w Girlfight. Dalej można zrozumieć wykorzystanie boksu, jako drogi ku swym marzeniom (rozumianym uniwersalnie), jednak jest to głos, który ostatecznie nie wybija się ponad inne, gdy często sugerowane jest (tutaj bardziej przez Adriana, filmową miłość Michelle), że marzeniem jest bycie profesjonalnym bokserem, a nie bycie ważną, szanowaną osobą, KTÓRA jest bokserem. Fakt, ich droga ostatecznie ma na celu wybicie się ponad biedotę i beznadzieję środowiska, w jakim przebywają, lecz nie wiedzie PRZEZ boks, a W boks. Symbolizm boksu osłabia również fakt, że służy tu on początkowo, jako bardziej konstruktywna forma realizacji drzemiących w bohaterce agresji i frustracji. Diana musi się wyładować, a lepiej zrobić to na ringu niż w szkolnym korytarzu.

Oczywiście ważną kwestią jest tu zdobywanie przez bohaterkę uznania, jako kobieta w miejscu (świecie?) zdominowanym przez mężczyzn. Niestety jest to raczej przykład ograniczony charakterem bohaterki, która z jednej strony pozwala na lepsze utożsamianie się z nią osobom o podobnym charakterze, lecz z drugiej jego bardzo silne zdefiniowanie ogranicza jej pozycję właśnie do umieszczenia jej w takich sportach/zawodach jak boks, przez co nie każda kobieta oglądająca ten film może poczuć, że daje on nadzieję, na odnalezienie swego miejsca i wybicie się w miejscach (świecie?) zdominowanych przez mężczyzn, gdyż bohaterka nie spełnia warunków bycia tzw. „every(wo)manem” (podobny zarzut można by skierować do Rocky'ego, lecz warto zauważyć, że Balboa w gruncie rzecz jest osobą o gołębim sercu, przez co stanowi połączenie agresji boksera i delikatności romantyka (sceny z przyszłą żoną), dzięki czemu daje więcej możliwości utożsamienia się z postacią).

Diana musi więc walczyć o uzyskanie (i utrzymanie) szacunku, bardziej właśnie jako kobieta, walcząca o respekt, a nie człowiek walczący o swe marzenia. Nie mam zamiaru stwierdzać, że jest to złe wykorzystanie fabuły, zważywszy, iż rzeczywiście brakuje silnych kobiecych postaci w kinie, które nie byłyby głównie spełnieniem pewnych męskich w gruncie rzeczy fetyszy (wszystko to opiera się o wyrażenie, lub raczej uniknięcie wyrażenia, co jest, jak się okazuje bardzo trudne, erotycznych inklinacji przy ukazywaniu takich bohaterek. Postać Catwoman czy japońskie pinky violence, mimo posiadania za wiodących bohaterów silne kobiety były przecież skierowane głównie do męskiej części widowni, lecz to już temat na inny czas), a byłyby po prostu postaciami o twardym charakterze. Oczywiście rodzi to pewne feministyczne dywagacje o sens pokazywania takich postaci, o pozycję kobiety, jaką powinna piastować etc., nie tylko w dialogu damsko-męskim, lecz również damsko-damskim i męsko-męskim. Warto jednak podkreślić, że duecie Kusama-Rodriguez skutecznie udaje się przedstawić „po prostu” silną i zdeterminowaną kobietę, z którą trzeba szanować, czyli najważniejsze, jak sądzę, postawione przez twórców zadanie zostaje spełnione. Swoją drogą obraz też pokazuje, że o szacunek trzeba walczyć, nie dostaje się go (często/zwykle) automatycznie, co nie jest zbyt optymistyczne.

Jednak o pewną śmieszność ocierają się kwestie typu: „walczyłeś ze mną na ringu, jak z facetem. Okazałeś mi [w ten sposób] szacunek”. Przypomina się samoistnie skecz Monty Pythona, w którym wyrośnięty bokser katuje na ringu młodą dziewczynę, wśród komentarzy aprobujących taki stan rzeczy (w ramach sportu przecież walczą, mamy równouprawnienie, sama się zgłosiła – zdają się sugerować głos komentujący i kontekst sytuacji). Czy więc naprawdę Adrian okazał jej szacunek przez to, że walczył z Dianą na ringu, jak z mężczyzną? Czy raczej przez to, że spełnił jej prośbę (potraktował ją poważnie jako osobę), czego wynikiem (w tym konkretnym przypadku) była walka na ringu?

Oczywiście druga opcja jest poprawna, Adrian okazał szacunek Dianie poprzez uszanowanie jej decyzji, co do walki, a nie poprzez samą walkę. Autorka filmu chyba nieco się zagalopowała, nazbyt prędko przeskakując od faktu szacunku poprzez równość w traktowaniu siebie nawzajem, do starcia siłowego (tutaj fizycznego) między płciami jako takiego, co ma sugerować równość jeśli adwersarze nie traktują siebie niepoważnie w walce, a nie w każdym (innym) aspekcie życia. Tak naprawdę bowiem, jedyną sceną w filmie, kiedy Diana dochodzi do wniosku, że Adrian okazał jej szacunek jest komentarz dotyczący finalnego pojedynku na ringu. Sądzę, że nie jest to przedstawienie dobre, gdyż o ile w przypadku Diany, taki stan rzeczy faktycznie można podciągnąć pod pewną równość i szacunek, to nie można byłoby tego uczynić w przypadku innej, słabszej, osoby, przez co również zaniża się pewną alegoryczność filmowej fabuły.

To, co chcę powiedzieć odnośnie powyższego akapitu, przechodząc równocześnie w nieco odleglejszą dygresję, to to, że ważne są proporcje i konteksty, bokser nie okaże szacunku rywalowi poprzez katowanie go, gdy jest on niezdolną do obrony dziewczyną, niczym w skeczu Monty Pythona (szczęściem Diana może sobie na taką walkę pozwolić), tylko okaże jej szacunek poprzez równe traktowanie jej osoby jako takiej, jej zasad, poglądów etc., niezależnie od siły (fizycznej czy psychicznej) co może, ale wcale nie musi skończyć się na pojedynku (nie tylko na ringu, ale jakimkolwiek) jeśli druga osoba (niezależnie od płci) tego chce. Zresztą gdyby ten sam mężczyzna katowałby w ten sposób drugiego, słabszego mężczyznę, również nie byłoby to z okazaniem szacunku. Sprowadza się do wniosku, że okazanie szacunku nie przejawia się w tym, że obaj adwersarze mogą ze sobą walczyć na równych prawach nie wstrzymując ciosów, tylko w tym, że nawet jeśli nie mogą walczyć na równych prawach (gdy np. jedna strona jest znacznie słabsza) to i tak szanują się wzajemnie, z samego faktu, że oboje/obaj są ludźmi.

Ostatecznie więc wypada ocenić film, jako udany i dobry, nie na darmo wszak zyskał pewną liczbę nagród i nominacji. Karyn debiutuje naprawdę na wysokim poziomie, niestety potem jej filmowa kariera staje się nie wartą dłuższego obcowania z nią papką. Tutaj jednak zarówno udramatyzowanie fabuły, przedstawienie postaci (mimo moich polemik), ujęcia, jak i muzyka nie zawodzą i składają się na udaną produkcję filmową. Bez zachwytów nad żadnym z technicznych i fabularnych aspektów, lecz na wystarczająco wysokim pułapie, który utrzymuje widza w napięciu i oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń. Co prawda dynamika bokserskich starć nie jest wielka i nie są one w filmie zaprezentowane nazbyt udanie, ale to nie one są jego główną treścią, a jedynie jej wspomożeniem.

Osobne słowa pochwały na koniec należy skierować do odtwórczyni głównej roli, Michelle Rodriguez, której to zasługą jest sprawienie, że postać Diany stała się żywa i realna. Jest to świetny debiut, po którym aż szkoda, że nie miała możliwości pojawienia się w kolejnych rolach pierwszoplanowych, które by jej umiejętności aktorskie rozwijały, gdyż trudno powiedzieć by role w takich obrazach jak Resident Evil czy S.W.A.T. były mocno kształcące. Dopiero w Lost miała znów okazję na pokazanie czegoś więcej niż tylko bardzo twardej osoby. Z drugiej strony można zauważyć, że jej styl i fizjonomia bardzo pasowały do postaci Diany więc była to, pod pewnymi względami, bardzo naturalna kreacja.

Film na koniec polecam wszystkim miłośnikom zbuntowanych dziewczyn i uczennic, boksowi na ekranie, twardych przedstawicielek płci pięknej i dramatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz