poniedziałek, 28 marca 2011

Bian cheng san xia (Magnificent Trio), 1966 / Shi san tai bao (The Heroic Ones), 1970 - reż. Chang Cheh

Ostatnio poczułem chęć ponownego sięgnięcia po kinematografię z Honkongu oraz, co za tym idzie, z Chin. Mówiąc wprost, oznacza to głównie uświadczenie kolejnych pojedynków kung fu i/lub potyczek triad. Pierwszymi filmami, jakie obejrzałem w ramach powrotu w te rejony są:



Bian cheng san xia
Magnificent Trio
reż. Cheh Chang
Hongkong, 1966

Pamiętam, że onegdaj natknąłem się na wzmiankę o tej produkcji w niemal zapomnianym przeze mnie dokumencie przedstawiającym rozwój chińskiej kinematografii. Wbiła mi się za to do głowy scena, w której mistrz kung fu wręcza wybrance swego serca biały kwiatek. Prędzej czy później musiałem więc ów film obejrzeć.

Pod wieloma względami jest to produkcja, która faktycznie wyróżnia się z setek filmów kung fu, lecz w dalszym ciągu pozostaje w ramach swojego nurtu i osobom, które nie przepadają za tego typu kinem po prostu się nie spodoba. Trzeba jej jednak oddać sprawiedliwość i przyznać, iż nie jest to obraz, który stanowi jedynie niedorobiony pretekst do pokazania kilku scen walk. Dodać należy, iż obraz jest ważny dla samego gatunku, ponieważ dochodzi w nim do poważnej zmiany. Do tej pory gwiazdami i bohater(k)ami kina spod znaku kung fu były kobiety. Chang postanawia zmienić ten stan rzeczy i wprowadza bohaterów męskich, których prezentuje jako wielkich wojowników już w samej czołówce.

Niestety, już sam tytuł i wspomniana czołówka stają się pod pewnym względem wadą. Dzieje się tak w odniesieniu do fabuły, która niemal do połowy nie daje jednoznacznej odpowiedzi czy jeden z głównych bohaterów stanie po stronie zła (która to strona jest jego punktem wyjściowym), czy też dobra. Niestety, czołówka, w której trzech wojowników oswobadza uciśnionych chłopów, oraz sam tytuł, sprawiają, że każdy, kto potrafi liczyć do trzech, po kilkunastu minutach, gdy wszystkie postaci zostaną już wprowadzone, nie będzie miał żadnych wątpliwości, kto należy do tytułowego trio. W ten sposób jeden z największych fabularnych plusów zostaje utracony. A poza nim nie dzieje się tutaj nazbyt wiele.

Pojawiają się za to, oczywiście, wątki romantyczne. Właściwie to każdy z bohaterów rozwija własny, acz pierwszy i zarazem najważniejszy, dotyczący syna poległego na polu bitwy generała, pozostaje bez jasnej odpowiedzi czy to naprawdę była relacja miłosna. O tym jednak za moment. Wspomniany wcześniej wojownik, który startuje po stronie zła już od początku obrazu znajduje się w silnym związku z kobietą. Niestety zmiana stron konfliktu, jakiej dokonuje, ściąga na jego partnerkę śmierć. Przyjaciel z pola bitwy pierwszego herosa, zakochuje się tymczasem z wzajemnością we wdowie z wioski, którą trio broni. Co ciekawe, mamy tutaj odstępstwo od zwyczajowego zaprezentowania rozwoju uczuciowego w ramach schematu kina kung fu. Otóż zwykle kobieta mówi „twoje kung fu jest wspaniałe! Kocham cię!”, tutaj zaś to romantyczna i delikatna strona odpowiada za rozwój związku. Cheh nie odcina się jednak o fascynacji siłą kochanka, gdyż to początkowo dzięki niej jakakolwiek relacja ma szansę na ukształtowanie, wstępnie jako wdzięczność za uratowanie życia. Po raz kolejny jednak, ciężki los wojownika za słuszną sprawę, sprawia, iż miłość nie ma szans na przetrwanie.

Główny wątek skupia się na walce tytułowych bohaterów z urzędnikiem państwowym, który nie dość, że wyzyskuje biednych, to jeszcze jest skorumpowany, kłamliwy i nie cofa się przed zabójstwami. W centrum wydarzeń znajduje się także jego doradca, który to potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji i to on faktycznie decyduje o wszystkich niemal poczynaniach swego przełożonego. Córka głównego negatywnego charakteru, początkowo zakładniczka wieśniaków, sprzewciwia się jednak swemu ojcu i pomoże synowi generała, który podczas przełomowych scen filmu stanie się ofiarą kłamstw swego rywala. Nie jest przy tym do końca jasne, czy robi to z powodu niedookreślonego uczucia odczuwanego w stosunku do syna generała, z powodu współczucia wieśniakom, które objawia się w kilku scenach w pierwszej połowie filmu, czy też z powodu, jak sama twierdzi, chęci czynienia sprawiedliwości, nawet jeśli oznacza ona działanie na szkodę ojcu.

Klasycznie więc w kinie wuxia, politycy są przedstawieni jako wyzyskiwacze, lecz, równie klasycznie, zawsze znajduje się się jakiś Inny, który sprawuje nad wszystkim pieczę. Tak tek jest i w tej produkcji, kiedy w końcu pojawia się ów Inny i przywraca porządek. Ostatecznie więc, Cheh sugeruje swym widzom, że zło faktycznie się dzieje, ale takie jest przeznaczenie, któremu nie ma sensu się sprzeciwiać, należy je zaakceptować, tym bardziej, iż na koniec zawsze pojawi się siła, która przywróci sprawiedliwość.

Gorszym pod względem fabularnym, acz lepszym jeśli chodzi o choreografię scen walki jest inny film Chang Cheha, mianowicie:

 
Shi san tai bao
The Heroic Ones
reż. Chang Cheh
Hongkong, 1970

Temu obrazowi nie będę poświęcał wiele czasu. Fabuła skupia się na machinacjach, spiskach i wewnętrznych walkach o władzę, ponownie więc polityka i próby uzyskania wyższego statusu społecznego są źródłem wszelkiego zła, szczególnie w połączeniu z ludzką pychą. Wszystkie polityczne chęci osiągnięcia celu za pomocą niewybrednych metod prowadzą jednak, przewidywalnie zważywszy na gatunek filmu, do kolejnych rozwiązań siłowych. Film jest wręcz nimi nafaszerowany, są to długie starcia, w których jeden lub kilku bohaterów stawia/ją czoła hordom wrogów. W pewnym momencie obraz przez to staje się niemal nużący, lecz Cheh oferuje widzom sprawny kontrapunkt, gdy jedną z postaci spotyka zaskakujący los. Jest to najbardziej zapadający w pamięc moment, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że film istnieje dla tej właśnie sceny, która dokonuje transpozycji fabularnej. Wspomnę jeszcze, że tutaj również pojawia się wątek miłosny, lecz znika on zanim ma szansę się rozwinąć. Gdy wydaje się, że właśnie następuje moment zbliżenia, okazuje się, że dziewczyna, do której przychodzi 13. generał zginęła podczas walk, które nawet nie były pokazane w kadrze, tym bardziej więc miłość staje się tragicznym niespełnieniem. Ostatecznie jednak, mimo prób zbudowania interesującej fabuły, gdyby z produkcji usunąć sceny walk, nie wyróżniałaby się niczym szczególnym i pewnie nikogo by nie zainteresowała.

W obu filmach nacisk położony jest na przeznaczenie, które odgrywa najważniejszą rolę w życiu człowieka i nie ma sensu mu się przeciwstawiać. A jeśli ruszamy do walki, to tylko dlatego, że tak chciał los. Wszystko jest zdecydowane, jesteśmy marionetkami, które odgrywają swoje role.

Niedługo krótkie opisy następnych dwóch filmów. Postaram się w ten sposób zrobić ograniczony szkic produkcji z Hongkongu i, mniej, z Chin. W najbliższym czasie zdominują je produkcje ze studia braci Shaw.

Poniżej zwiastun Magnificent Trio oraz scena walki z The Heroic Ones: