czwartek, 25 maja 2017

XX: Beautiful Beast (XX: Utsukushiki kemono, Toshiharu Ikeda, 1995)

XX: Utsukushiki kemono
XX: Beautiful Beast

reż. Toshiharu Ikeda
scenariusz: Hiroshi Takahashi i Tamiya Takebashi
Studio: Toei
Rok: 1995

Obsada: Kaori Shimamura, Takeshi Yamato, Hakuryu, Takanori Kikuchi, Yuko Katagiri i inni.

Film XX: Beautiful Beast jest jednym z przykładów serii XX tworzonej na rynek V-cinema przez studio Toei. Nie widziałem (jeszcze) innych produkcji z dwoma X w tytule, więc nie mogę powiedzieć, jak na ich tle przedstawia się Beautiful Beast, lecz mogę powiedzieć, że – choć nadal dość średni – jest to jeden z ciekawszych filmów z nurtu sexy action, jakie oglądałem. Gwoli przypomnienia: sexy action to nazwa ukuta do określania przeznaczonych na japoński rynek wideo produkcji, które łączą – jak sugeruje nazwa – kino akcji z kinem erotycznym. Bohaterem takowych produkcji jest zwykle seksowna i groźna kobieta, która ma za zadanie pozbyć się jakichś złoczyńców, zwykle gangsterów, a w międzyczasie wdawać się w erotyczne igraszki, brać nagie kąpiele czy nago trenować celowanie z pistoletów. Najsłynniejszą bodaj serią z nurtu pozostaje Zero Woman (1995-2007), niestety nie jest to seria wysokich lotów. W nurt poniekąd wpisują się również debiut Takashiego Miike Lady Hunter: Prelude to Murder (Redi hantaa: Koroshi no pureyuudo, 1991) czy dość mocno lubiany przeze mnie Black Angel Vol. 1 (Kuro no tenshi Vol. 1, 1997) Takashiego Ishii.

Reżyserem Beautiful Beast jest Toshiharu Ikeda, który pozostaje do dziś najbardziej znany jako twórca Diabelskiej pułapki (Shiryou no wana, 1988) – udanego horroru, o którym niebawem pojawi się na blogu więcej, a do którego scenariusz ułożył Takashi Ishii. Ikeda stanął też za kamerą drugiego, bardzo luźnego sequela Diabelskiej pułapki w 1993 roku, lecz niestety nie był to film na poziomie poprzedzających go części (2. film wyreżyserował Izo Hashimoto w 1991). Ikeda nigdy także nie znajdował się daleko od kina erotycznego; był m.in. reżyserem Angel Guts: Red Porno (Tenshi no harawata: Akai inga) w 1981 roku, czyli 4. filmie z dość szeroko kojarzonej serii filmów roman porno na podstawie mangi Ishiiego, rozpoczętej w 1978 i zakończonej w 1994 roku. O Angel Guts też nieco się pojawi tutaj w niedalekiej przyszłości.

Główną rolę w omawianej produkcji zagrała Kaori Shimamura, popularna modelka specjalizująca się m.in. w nagim pozowaniu do magazynów męskich czy występowaniu w filmach, gdzie mogła pokazać się z ładnej strony. Aktorsko nie wznosi się na wyżyny, ale nie wydaje się, aby zatrudniono ją do filmu ze względu na jej umiejętności dramatyczne.

XX: Beautiful Beast opowiada o mieszanego pochodzenia, lecz mieszkającej w Chinach zabójczyni z elitarnej organizacji zabójców na zlecenie. Kobieta nosi pseudonim Czarna Orchidea i na jej celowniku znaleźli się jeden z oyabunów jakuzy oraz szef tajwańskiej mafii Ho (Hakuryu). O ile zabójstwo oyabuna przychodzi jej łatwo, o tyle Ho stanowi nie lada wyzwanie. Hakuryu jako aktor, mający na koncie liczne role gangsterskie, nadaje swojej postaci nie tylko hardości, lecz również cech chłodnego, opanowanego sadyzmu (w tym w jedynej w filmie scenie BDSM), a w scenach akcji przechodzi w tryb lekkiego szaleństwa, szczególnie gdy gangster wyciąga swój ulubiony nóż, który nazywa swoim penisem.

Orchidea po pierwszym w filmie zabójstwie ukrywa się przed ścigającymi ją gangsterami w przypadkowo napotkanym barze, należącym do poczciwego Fujinamiego, który opatruje jej rany. Kobieta jest mu na tyle wdzięczna, że zaraz potem dochodzi między nimi do zbliżenia. Ich miłość nieco komplikuje jej misję, lecz ostatecznie więcej kłopotów sprawia nazbyt romantycznemu mężczyźnie niż twardej zabójczyni. W rolę Fujnamiego wcielił się Takeshi Yamato, o którym wspominałem nieco więcej przy okazji omawiania Bodyguard Kiba (1993) Miike, tutaj przypomnę tylko, że Yamato jest mocno drewnianym aktorem.

Stąd też nie zaskakuje, że największymi wadami są tu kreacje aktorskie; dwie główne postaci są odegrane przez kiepskich aktorów, zwyczajnie nużących na dłuższą metę swoją obecnością. Ikeda co prawda jest bardziej zróżnicowany stylistycznie niż choćby twórcy filmów z przywołanej wcześniej serii Zero Woman, lecz niewielki budżet nie pozwala mu na zbytnie szaleństwo. Fabularnie zaś twórcy starają się zaskoczyć widza kilkoma zwrotami fabularnych, niestety nadto przewidywalnymi, całość zresztą dość szybko przeradza się w mało oryginalną historię zemsty. Sceny akcji są na mniej więcej tym samym poziomie, co w większości produkcji V-cinema z tamtego okresu. Ikeda czasem próbuje zainscenizować coś ciekawszego, lecz niezbyt dynamiczna Shimamura oraz niektóre kuriozalne zabiegi, aby pokazać ją jako utalentowaną zabójczynię cały czas obniżają przyjemność czerpaną z seansu. Na szczęście Hakuryu stanowi udany kontrast dla pozostałych aktorów. Przydałoby się być może sprawić, żeby jego Ho był nieco mniej cool, a nieco bardziej szalony – rozbudziłoby to pewnie niektóre ze scen - lecz ciężko coś mu zarzucić. Sam zresztą bardzo lubię styl Hakuryu i pewnie gdyby nie jego pseudonim w obsadzie, wciąż seans XX byłby przede mną. Na plus zapisuje się też Takanori Kikuchi jako Yaguchi, członek jakuzy, który chce się zemścić za śmierć przełożonego. Choć Kikuchi również nie jest wybitnym aktorem, to nadrabia przynajmniej część braków ekspresyjnym stylem. Udanie – co jest dość zaskakujące – prezentuje się natomiast ścieżka dźwiękowa, oferująca kilka zapadających w pamięć motywów.

XX: Beautiful Beast stanowi produkcję, która z pewnością zainteresuje, sięgających po filmy V-cinema oraz po niskobudżetowe kino akcji/yakuza eiga z lekkimi elementami erotycznymi. Nurt sexy action niestety nie wyprodukował klasyków, jakie wcześniej wychodziły pod szyldami m.in. roman porno czy pinky violence, mimo to wcale nie uważam, aby czas poświęcony na przyjrzenie się zemście Czarnej Orchidei był stracony, wręcz przeciwnie: czuję się zmobilizowany do sięgnięcia po inne XX filmy.

The 47 Ronin (Genroku Chūshingura, Kenji Mizoguchi, 1941-1942)

Na Kinomisji pojawił się mój tekst o 47 wiernych samurajach Kenjiego Mizoguchi, do przeczytania tutaj.

"Mając rządowe wsparcie i ogromne zaplecze finansowe, Mizoguchi stworzył film, który trwa ponad 3 i pół godziny. Został on wydany w dwóch częściach, z których każda kosztowała ponad 500 tys. jenów, podczas gdy zwyczajowe koszty produkcji filmu wynosiły ówcześnie ok. 100 tys. jenów. Wynajął czterech asystentów, trzech oświetleniowców, dwóch kierowników artystycznych, sześciu dekoratorów, trzech historyków oraz specjalnych doradców w dziedzinach shōji, noh i bukezuruki. Dzięki temu reżyser miał możliwość nader dokładnego odwzorowania realiów historycznych i sztuki z okresu Genroku (1688-1704), w którym toczy się akcja filmu, a który odznaczał się rozkwitem artystycznym wśród mieszczan (kupców i rzemieślników, klasa chōnin). Wiedząc, że widz będzie doskonale zaznajomiony z wielokrotnie adaptowaną historią, Mizoguchi  wyjaśnianiu motywacji bohaterów, budowaniu wyraźnych związków przyczynowo-skutkowych, a nawet samej fabule przydzielił drugorzędną pozycję, ustępująca miejsca przywiązaniu do artystycznych kompozycji, tj. do scenografii, wystrojów, ogrodów, kostiumów i wytworów kultury japońskiej, co nie tylko wiązało się z zainteresowaniami reżysera zawsze niezwykle dbającego o realizm w historycznych produkcjach, lecz również idealnie wpasowywało się w polityczne oczekiwania wobec filmu. Miał on demonstrować japońską kulturę i Japończyków tylko w pozytywnym świetle, unikać przedstawiania elementów nie-japońskich (chyba, że w negatywnym świetle) oraz wskazywać na wyższość Japonii względem innych państw."