XX: Utsukushiki kemono
XX: Beautiful Beast
reż. Toshiharu Ikeda
scenariusz: Hiroshi Takahashi i Tamiya Takebashi
Studio: Toei
Rok: 1995
Obsada: Kaori Shimamura, Takeshi Yamato, Hakuryu, Takanori Kikuchi, Yuko Katagiri i inni.
Film XX: Beautiful
Beast jest jednym z przykładów
serii XX tworzonej na
rynek V-cinema przez
studio Toei. Nie widziałem (jeszcze) innych produkcji z dwoma X w
tytule, więc nie mogę powiedzieć, jak na ich tle przedstawia się
Beautiful Beast, lecz
mogę powiedzieć, że – choć nadal dość średni – jest to
jeden z ciekawszych filmów z nurtu sexy action,
jakie oglądałem. Gwoli przypomnienia: sexy action to
nazwa ukuta do określania
przeznaczonych na japoński rynek wideo produkcji, które łączą –
jak sugeruje nazwa – kino akcji z kinem erotycznym. Bohaterem
takowych produkcji jest zwykle seksowna i groźna kobieta, która ma
za zadanie pozbyć się jakichś złoczyńców, zwykle gangsterów, a
w międzyczasie wdawać się w erotyczne igraszki, brać nagie
kąpiele czy nago trenować celowanie z pistoletów. Najsłynniejszą
bodaj serią z nurtu pozostaje Zero Woman
(1995-2007), niestety nie jest to seria wysokich lotów. W nurt
poniekąd wpisują się również debiut Takashiego Miike Lady
Hunter: Prelude to Murder (Redi
hantaa: Koroshi no pureyuudo,
1991) czy dość mocno lubiany przeze mnie Black Angel Vol.
1 (Kuro no tenshi Vol.
1, 1997) Takashiego Ishii.
Reżyserem
Beautiful Beast jest
Toshiharu Ikeda, który pozostaje do dziś najbardziej znany jako
twórca Diabelskiej pułapki
(Shiryou no wana,
1988) – udanego horroru, o którym niebawem pojawi się na blogu
więcej, a do którego scenariusz ułożył Takashi Ishii. Ikeda
stanął też za kamerą drugiego, bardzo luźnego sequela
Diabelskiej pułapki w
1993 roku, lecz niestety nie był to film na poziomie poprzedzających
go części (2. film wyreżyserował Izo Hashimoto w 1991). Ikeda
nigdy także nie znajdował się daleko od kina erotycznego; był
m.in. reżyserem Angel Guts: Red Porno
(Tenshi no harawata: Akai inga)
w 1981 roku, czyli 4. filmie z dość szeroko kojarzonej serii filmów
roman porno na
podstawie mangi Ishiiego, rozpoczętej w 1978 i zakończonej w 1994
roku. O Angel Guts też
nieco się pojawi tutaj w niedalekiej przyszłości.
Główną
rolę w omawianej produkcji zagrała Kaori Shimamura, popularna
modelka specjalizująca się m.in. w nagim pozowaniu do magazynów
męskich czy występowaniu w filmach, gdzie mogła pokazać się z
ładnej strony. Aktorsko nie wznosi się na wyżyny, ale nie wydaje
się, aby zatrudniono ją do filmu ze względu na jej umiejętności
dramatyczne.
XX: Beautiful Beast
opowiada o mieszanego pochodzenia, lecz mieszkającej w Chinach
zabójczyni z elitarnej organizacji zabójców na zlecenie. Kobieta
nosi pseudonim Czarna Orchidea i na jej celowniku znaleźli się
jeden z oyabunów
jakuzy oraz szef tajwańskiej mafii Ho (Hakuryu). O ile zabójstwo
oyabuna przychodzi jej
łatwo, o tyle Ho stanowi nie lada wyzwanie. Hakuryu jako aktor,
mający na koncie liczne role gangsterskie, nadaje swojej postaci nie
tylko hardości, lecz również cech chłodnego, opanowanego sadyzmu (w tym w jedynej w filmie scenie BDSM),
a w scenach akcji przechodzi w tryb lekkiego szaleństwa, szczególnie
gdy gangster wyciąga swój ulubiony nóż, który nazywa swoim
penisem.
Orchidea
po pierwszym w filmie zabójstwie ukrywa się przed ścigającymi ją
gangsterami w przypadkowo napotkanym barze, należącym do poczciwego
Fujinamiego, który opatruje jej rany. Kobieta jest mu na tyle
wdzięczna, że zaraz potem dochodzi między nimi do zbliżenia. Ich
miłość nieco komplikuje jej misję, lecz ostatecznie więcej
kłopotów sprawia nazbyt romantycznemu mężczyźnie niż twardej
zabójczyni. W rolę Fujnamiego wcielił się Takeshi Yamato, o
którym wspominałem nieco więcej przy okazji omawiania Bodyguard
Kiba (1993) Miike, tutaj
przypomnę tylko, że Yamato jest mocno drewnianym aktorem.
Stąd
też nie zaskakuje, że największymi wadami są tu kreacje
aktorskie; dwie główne postaci są odegrane przez kiepskich
aktorów, zwyczajnie nużących na dłuższą metę swoją
obecnością. Ikeda co prawda jest bardziej zróżnicowany
stylistycznie niż choćby twórcy filmów z przywołanej wcześniej
serii Zero Woman, lecz
niewielki budżet nie pozwala mu na zbytnie szaleństwo. Fabularnie
zaś twórcy starają się zaskoczyć widza kilkoma zwrotami
fabularnych, niestety nadto przewidywalnymi, całość zresztą dość
szybko przeradza się w mało oryginalną historię zemsty. Sceny
akcji są na mniej więcej tym samym poziomie, co w większości
produkcji V-cinema z
tamtego okresu. Ikeda czasem próbuje zainscenizować coś
ciekawszego, lecz niezbyt dynamiczna Shimamura oraz niektóre
kuriozalne zabiegi, aby pokazać ją jako utalentowaną zabójczynię
cały czas obniżają przyjemność czerpaną z seansu. Na szczęście
Hakuryu stanowi udany kontrast dla pozostałych aktorów. Przydałoby
się być może sprawić, żeby jego Ho był nieco mniej cool,
a nieco bardziej szalony – rozbudziłoby to pewnie niektóre ze
scen - lecz ciężko coś mu zarzucić. Sam zresztą bardzo lubię styl Hakuryu i pewnie gdyby nie jego pseudonim w obsadzie, wciąż seans XX byłby przede mną. Na plus zapisuje się też Takanori Kikuchi jako Yaguchi,
członek jakuzy, który chce się zemścić za śmierć przełożonego.
Choć Kikuchi również nie jest wybitnym aktorem, to nadrabia
przynajmniej część braków ekspresyjnym stylem. Udanie – co jest
dość zaskakujące – prezentuje się natomiast ścieżka
dźwiękowa, oferująca kilka zapadających w pamięć motywów.
XX: Beautiful Beast
stanowi produkcję, która z pewnością zainteresuje, sięgających
po filmy V-cinema oraz
po niskobudżetowe kino akcji/yakuza eiga
z lekkimi elementami erotycznymi. Nurt sexy action
niestety nie wyprodukował klasyków, jakie wcześniej wychodziły
pod szyldami m.in. roman porno
czy pinky violence,
mimo to wcale nie uważam, aby czas poświęcony na przyjrzenie się
zemście Czarnej Orchidei był stracony, wręcz przeciwnie: czuję
się zmobilizowany do sięgnięcia po inne XX filmy.