Space...
The Final Frontier.
These are the voyages
of the starship Enterprise.
Its continuing mission:
to explore strange new worlds, to seek out new life and new
civilizations,
to boldly go where no
one has gone before!
W 2012 roku mija 25 lat
odkąd serial „Star Trek: The Next Generation” ruszył dumnie
tam, dokąd nie dotarł jeszcze żaden człowiek, czy też serial. Z
tej też okazji przyglądam się z perspektywy czasu moim ulubionym
odcinkom kosmicznej wędrówki.
ODCINEK 3.
Sezon
1., odcinek 23.
Skin
of Evil
„Skin of Evil” jest dość dziwnym odcinkiem w mojej grupie
ulubionych. Zapamiętany on został głównie z dwóch względów:
kapitan Picard rozmawia z czarną plamą, a Natasha Yar umiera przez
ową czarną plamę zabita. I żaden z tych dwóch elementów nie
wypadł zachwycająco. Mimo wszystko, odcinek zapada w pamięć
również z innych, bardziej pochlebnych względów.
Pierwszym i najważniejszym momentem jest jednak wspomniana śmierć
Yar, szefowej ochrony, której miejsce zajmie Worf. Natasha ginie w
sposób całkiem nie heroiczny, zupełnie nie tak jak wymagałaby
tego konwencja. Nie poświęca się wyższej sprawie, po prostu idzie
po ranną Troi i zostaje nagle zabita przez potężną,
psychopatyczną istotę, która wygląda, gdy odpoczywa, jak plama
atramentu. Przypomina się Latający Cyrk Monty Pythona. Lecz scena
śmierci, właśnie dlatego, że jest tak nieheroiczna wypada dobrze.
Nie dość, iż jest to pierwsza śmierć osoby z głównej obsady w
serii (nie licząc śmierci Spocka w filmie „Gniewie Khana”,
który zmartwychwstał w „Poszukiwaniu Spocka”), co stanowi duże
zaskoczenie dla widza,to tego typu odejście jest dobrym sposobem na
pokazanie, że nasi bohaterowie są też ludźmi (i Klingonami,
androidami etc.), którzy mogą zostać zwyczajnie zabici czy
zranieni i nie muszą zawsze żegnać się z życiem w blasku chwały.
Ten aspekt możliwości bycia okaleczonym czy zabitym zostanie lepiej
zaprezentowany w serialu „Deep Space Nine”, najbardziej w odcinku
„The Siege of ER-558”. Twórcy „The Next Generation” zaś
„poprawią” śmierć Yar w innym odcinku, który znajduje się na
tej liście, mianowicie w „Yesterday Enterprise”.
Co zaś począć z plamą? Na korzyść dziwacznego stwora przemawia
kilka faktów. Po pierwsze, gdy już przybierze bardziej humanoidalną
formę wygląda dość złowrogo. Po drugie, jest on postacią o
ogromnej mocy, która siłą woli potrafi dokonać niemal
wszystkiego. Jest to jeszcze ten czas w „The Next Generation”,
kiedy nie ma zbyt wiele istot o niemal nieograniczonej mocy, więc
ten aspekt nie zniesmacza. W późniejszych odcinkach przez pewien
czas niestety przesadzano z omnipotencją napotykanych kosmicznych
bytów, która stała się odrobinę nużąca. Po trzecie jest to
istota czysto psychopatyczna. Jego jedyna żądza to żądza
niszczenia, zabijania, torturowania, znęcania się. Jest co prawda
powiedziane, że czyni to z przyczyn zaszłych w jej przeszłości,
wykoślawionej samotności, lecz ostatecznie nie mamy złudzeń, że
jest to stwór poza możliwościami oraz chęciami zrehabilitowania
się za wyrządzone zło. Jak nasza odważna załoga ma przeciwstawić
się takiemu przeciwnikowi? Gdy zawodzi dyplomacja, pozostaje tylko
jedno rozwiązanie.
Nie ma w tym odcinku zbyt wiele do rozmyślania na tematy ogólne.
Przyznać należy, iż starania twórców by próbują zetknąć nas
jak najbliżej z czystym złem są widoczne, lecz trudno powiedzieć
aby zamierzenie się udało. Napotykamy tutaj zagubionego,
sfrustrowanego stwora, który swoje ułomności próbuje ukryć pod
płaszczem przemocy i okrucieństwa, mającego zwrócić na niego
uwagę, której tak pożąda. Jest to pewien psychopatyczny ewenement
w „Star Treku”. Nie jest to ewenement, jaki określić można jak
niespodziewana eksplozja geniuszu, lecz jako nieco odmienne
spojrzenie na serię. Dzięki temu odcinek pozostał w pamięci i
znalazł się na tej liście. „Skin of Evil” mimo wyraźnych
niedopatrzeń i nie do końca przemyślanych pomysłów, posiada
wystarczającą ilość zalet, a przynajmniej nieszablonowość,
pozwalającą na pochwalenie ostatecznego wyniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz