Jako że blog ostatnio
powędrował silnie w kierunku Chin, Hongkongu i Tajwanu postanowiłem
zaglądać na Odysei Filmowej również do nowszych produkcji z
tamtych rejonów.
Na początek napiszę
kilka słów o filmie, którego istnienie nie zostało jeszcze
zauważone przez rodzimy FilmWeb. Wang Mao
(Wo bu shi Wang Mao*,
Zhao Xiaoxi, 2014) to pozbawiona wielkiego budżetu i nakręcona w
czarno-białej palecie barw synteza komedii o satyrycznych czasem
zapędach z ponurym dramatem wojennym. Protagonistę Guo Shenga
spotykamy, gdy wraca po 10 latach nieobecności do rodzinnej wioski
Shangqiu; tam, pierwsze co robi, to podgląda przyrodnią siostrę
Xinger w toalecie. Okazuje się, że jest sierotą wychowanym przez
rodziców chrzestnych i zakochanym bez pamięci w przyrodniej
siostrze – miejscowej piękności. Ojczym powiedział mu kiedyś,
że pozwoli mu się z nią ożenić, jeśli Sheng uzbiera 20 yuanów,
spodziewając się, że nigdy taki wyczyn młodzieńcowi się nie
uda. Sheng jednak ostatnie 10 lat spędził w klasztorze Shaolin, co
prawda nie robił tam nic innego poza noszeniem wody, ale i tak pobyt
wynikł nabyciem przez niego kilku przydatnych zdolności.
Sprawy
się komplikują, kiedy miejscowy chciwy i nadzwyczaj podstępny
superintendent – również zakochany w Xinger – szantażuje
ojczyma Shenga, ostrzegając, że jeśli nie pozwoli mu ożenić się
z Xinger, wyśle Wanga Mao, opóźnionego w rozwoju przyrodniego
brata Shenga na front. Ojczym nie chce stracić swoich biologicznych
dzieci, decyduje się więc poprosić o zgłoszenie się do armii
samego Shenga, który skwapliwie korzysta z okazji, jako że
przyłączenie do armii wzbogaca go o 4 yuany. Tak zaczyna się jego
seria powrotów do rodzinnego miasteczka, zbieranie pieniędzy na
ślub oraz walka z japońskim najeźdźcą.
Filmowi
trudno zarzucić jakąkolwiek oryginalność, ot kolejny naiwny
chłopak w wichurach wojny spotka się z cierpieniem i zazna
bolesnych strat. Ponadto próby Xiaoxi scalenia komedii i poważnego
dramatu w zwartą całość nie zawsze wypadają bezbłędnie. Sheng
jest zwykle portretowany jako ekstremalnie małomówny, naiwny,
niewinny i silny młodzieniec o tępym wyrazie twarzy. Okazjonalnie
zdarza mu się jednak nie tylko zabłysnąć błyskotliwym poglądem,
lecz w pewnym momencie okazuje się, że potrafi też bez większych
trudności kłamać czy naigrawać się (czasem w zaskakująco
wysublimowany sposób) ze swoich przełożonych czy wrogów. Wynika
to czasem żenującymi scenami, czasem scenami faktycznie śmiesznymi,
lecz nie mogłem uniknąć wrażenia niespójności w portrecie
psychologicznym Shenga; jego zwroty w kierunku inteligentnych,
sarkastycznych ripost wydają się być bardziej motywowane chęciami
stworzenia humorystycznych scen niż są logicznym rozwinięciem jego
charakteru. Z drugiej strony, możliwym jest, iż te bardziej
złośliwej natury cechy charakteru znajdują ujście z powodu
toczącej się wojny i jego zetknięcia się ze śmiercią, lecz
kwestia ta nigdy nie zostaje w pełni wyjaśniona.
Nie
jest to najistotniejsza kwestia, na której skupiają się twórcy
Wang Mao. Przede wszystkim bowiem jest to film o
niewinnym człowieku zmuszonym do krwawej – nawet mimo komediowego
anturażu – wojny. Jego towarzysze wykrwawiają się, trafieni
japońskimi kulami, część narodu okazuje się zdrajcami w
poszukiwaniu zysków, a śmierć dotyka zarówno winnych, jak i
niewinnych – tych drugich zresztą zdecydowanie częściej. Sheng
początkowo nie traktuje wojny inaczej niż możliwości zarobku,
który będzie dla niego drogą do spełnienia marzenia o małżeństwie
z Xinger. Zdaje sobie sprawę, że jest to możliwość zarobku
cokolwiek groźna, lecz wciąż cudownie unika śmierci krok po kroku
zbliżając się do upragnionego celu.
Sytuacja
ulega zmianie, gdy fortelem zostaje wcielony do armii komunistycznej.
Tam spotyka oficera propagandy, który nie tylko przekonuje go do
walki z najeźdźcą nie ze względów materialnych, lecz
światopoglądowych, ale również pozwoli mu wrócić do rodzinnej
wioski nie jako „poległy” czy dezerter, tylko by bez presji
zakończył swoje rodzinne problemy i mógł z czystym sercem stanąć
na polu bitwy. Komunistyczna armia jest tu jedyną sprawiedliwą
armią; podkreśla to scena, w której Sheng spytany przez Xianger
czy jego kolejny powrót do wioski jest następną dezercją
odpowiada, że w armii komunistycznej nie ma dezerterów.
Mimo że film jest produkcji Chińskiej i pochodzi ze studia August First Studio**, dołączenie do komunistycznej armii w rzeczywistości nie jest dla Shenga wyzwoleniem. Jego powrót do wioski to dla dowódców przede wszystkim tajna misja, zdecydowanie ważniejsza niż jego życie sercowe. W kilku scenach Xiaoxi oscyluje gdzieś między pochwałą a lekkim wyśmianiem armii, po których wykonuje zaskakująco gwałtowną woltę w kierunku pesymistycznego dramatu. Niespodziewanie gwałtownie odrzuca wszelki humor i zabiera widzów w niezwykle ponury, pełen przemocy świat wojny. Ostatni pobyt w Shangqiu to pobyt pełen cierpienia, krwi, przemocy i niemożliwości spełnienia marzeń. A przynajmniej nie za życia. Wyraźnie antyjapoński w ostatnich sekwencjach, choć w naturalny sposób, film kończy się nakręconą w kolorze kodą, oferującą pocieszenie. Dla wielu z pewnością dość marne, lecz w słodko-gorzkim tonie równoważące poprzedzające je tragedie.
Mimo że film jest produkcji Chińskiej i pochodzi ze studia August First Studio**, dołączenie do komunistycznej armii w rzeczywistości nie jest dla Shenga wyzwoleniem. Jego powrót do wioski to dla dowódców przede wszystkim tajna misja, zdecydowanie ważniejsza niż jego życie sercowe. W kilku scenach Xiaoxi oscyluje gdzieś między pochwałą a lekkim wyśmianiem armii, po których wykonuje zaskakująco gwałtowną woltę w kierunku pesymistycznego dramatu. Niespodziewanie gwałtownie odrzuca wszelki humor i zabiera widzów w niezwykle ponury, pełen przemocy świat wojny. Ostatni pobyt w Shangqiu to pobyt pełen cierpienia, krwi, przemocy i niemożliwości spełnienia marzeń. A przynajmniej nie za życia. Wyraźnie antyjapoński w ostatnich sekwencjach, choć w naturalny sposób, film kończy się nakręconą w kolorze kodą, oferującą pocieszenie. Dla wielu z pewnością dość marne, lecz w słodko-gorzkim tonie równoważące poprzedzające je tragedie.
Wang Mao,
należy na koniec wspomnieć, prezentuje
się bardzo estetycznie. Wybór lokacji okazał się tutaj kluczowy,
jako że budżet był widocznie niewielki, stąd też wybrano wioską,
z której pochodzi scenarzysta produkcji. Restrykcje finansowe
zmusiły twórców również do specyficznego podejścia do scen
batalistycznych. Bez kolorów, z wszechobecnym dymem i walającymi
się ciałami oraz bezimiennymi żołnierzami wroga stają się
niemal oniryczne. Cechę tę dzieli z nimi nostalgiczna, nakręcona w
kolorze koda.
Mała
oryginalność Wang Mao, zbyt prędkie tempo narracji oraz
nieskładny często miszmasz komedii i dramatu sprawiają, że ciężko
uznać produkcję za ze wszech miar udaną; można jednak z pewnością
określić ją jako interesującą i wartą obejrzenia szczególnie
dla śledzących rozwój chińskiej kinematografii i zainteresowanych
nietypowym podejściem do kina wojennego.
Ode
mnie: 6+/10
* Co
znaczy „Nie jestem Wang Mao”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz